A swoją drogą w ciągu półtora roku liczba
gatunków w naszym ogrodzie wzrosła znacznie, bo startowaliśmy z kilkunastu, a jest już 325, trzeba by się kiedyś przejść po ogrodzie i policzyć ilość roślin - tylko nie liczyć łąki k. i trawnika, bo życia by brakło na liczenie hahahahahaha
Ale dzisiaj robię dobrą minę do złej gry, bo zeźlona jestem strasznie, chyba muszę iść do ogrodniczego na zakupy humor sobie poprawić

bo jak zaszłam wszystkie rabaty wyściółkowane - zostały dokumentnie przekopane przez krety Pomocy!!!!!!, bo dostanę zawału!!! nic tylko siąść i płakać, wszystkie rośliny podkopane, nawet cisy sadzone rok temu, które już dużo podrosły, a teraz się martwię czy nie pousychają, godzinę deptałam kretówki i korytarze, a i to nie wiem czy wszystkie i czy to coś pomoże. Oprócz tego zryte wzdłuż schodków i rabata z hortkami po raz kolejny, nawet małe drewniane plastry powywalane razem z ziemią z placyku pod ławeczkę.
To jeszcze nic, zadeptałam i byłoby ok. poszłam sadzic zakupy z wczoraj - przychodzę, a tu wszystko zryte od nowa. Matko jedyna ile tych kretów może być. Mam sie cieszyć, że im u mnie dobrze i że ziemia będzie bez szkodników, czy martwić, że szkodników musi być dużo skoro kretów tyle i mają co jeść?
Bądź tu mądry człowieku i pisz wierszem. Spać nie będę mogła przez te zwierza tylko myślę ile zryją do jutra.
Przynudziłam trochę, ale może kogoś na duchu podniosłam Komu się wydawało, że ma źle z ogrodem. Co ja mam powiedzieć przy mojej powierzchni. Wypadałoby się poddać i niech natura robi co chce, gdyby nie robota włożona w ogród i ten ból mieśni i krople potu i kilometry wydeptane i konewki wody przydźwigane i ilość czasu poświęconego. Ech szkoda gadać ciągle pod górkę w realu i w przenośni - chyba powinnam tytuł wątku zmienić na taki.