Dzisiaj od rana uruchomiłam wszystkie moce i zabrałam się za robotę.
Pierwsze w ruch poszły konewki, zeszło mi ze dwie godziny zanim podlałam wszystko co wyglądało na spragnione. Deszcz jest niezbędny. Susza jest okropna. Staw praktycznie wyschnął , do samego mostu nie ma wody

, a ziemia jest spękana...
Niestety w prognozach nie widać opadów.
Potem plewienie, chwastów nie było za dużo. Opieliłam ponad pół ogrodu i wywiozłam raptem 3 taczki. Na jutro zostawiłam sobie część gospodarczą.
Na koniec czyszczenie chodników i zeszło mi do późnego popołudnia. Teraz mimo, że czuję każdą kosteczkę jestem zadowolona i szczęśliwa.
Jutro od rana druga część.
M w tym czasie spawa bramę, robi to sam więc trochę to schodzi. Jeszcze sobie wymyśliłam fikuśne wykończenie i kombinuje jak to ugryźć. Zobaczymy co z tego wyjdzie
Za stawem