A teraz przejdziemy do Waszych dyskusji z eMem
Z jednej strony ma trochę racji, z drugiej - nie za bardzo.
Ogród to jest praca i co do tego nie ma wątpliwości. Ale czy da się tej pracy uniknąć robiąc typowe "pudełko", tj.: sam trawnik i żywopłot z tuj dookoła?
Ten rok był u mnie wyjątkowo mokry - prawie wcale nie musiałam podlewać ogrodu. Za to eM przez równe trzy miesiące kosił trawę trzy razy w tygodniu, bo rosła jak dzika. Nasza "chusteczka" zajmuje mu 15 minut, ale na takiej powierzchni jak Wasza, koszenie zajmie pewnie z godzinę jak nie więcej. Trzy razy tygodniu po godzinie - to mało?
Z kolei jeśli rok jest suchy, a nie macie automatycznego podlewania, to trawa rośnie wolniej, ale za to poświęcacie czas na podlewanie.
O wiosennej aeracji, wertykulacji, odchwaszczaniu, nawożeniu już nawet nie wspominam.
Ilość pracy w dużej mierze zależy od tego, na jaki styl się zdecydujecie. Styl holenderski (dużo zimozielonych, proste nasadzenia blokowe, mała różnorodność, zero pracochłonnych roślin), na który Toszka właśnie utyskiwała u Animy

wymaga bardzo mało pracy, ale jeśli zachce Ci się róż, powojników, dużo topiarów, to pracy będzie faktycznie bardzo dużo.
Moje wrażenie jest takie, że "trawnik i tuje" jest postrzegany jako łatwy i prosty, bo nie wymaga wielkiej filozofii. Ot, przejechać kosiarką i rozrzucić nawóz. Natomiast im więcej roślin wprowadzasz do ogrodu, tym więcej musisz wiedzieć o tym, jak utrzymać je w dobrej kondycji i tym więcej różnorodnych prac musisz wykonać. Natomiast nie zawsze przekłada się to na czas poświęcany ogrodowi.