Sylwia, odpoczywaj, wracaj do zdrowia. Wiem, że już nie możesz wytrzymać i ciągnie do ogrodu, ale to dopiero luty, więc jest czas, a zdrowie najważniejsze. Będzie dobrze, trzymam kciuki, pozdrawiam.
Nie ruszam się z domu póki mnie słabość nie opuści, ale w przyszłym tygodniu już będę musiała do kur latać bo mi się chłop zajeździ. Wstaje o 4.00 rano do roboty wraca po 17.00 i zamiast obiadu( który sam musiał sobie ogarnąć ja ja chora leciał do zwierząt w ogrodzie nakarmić i podać tak by miały na rano i już jest 19.30 i nadal nie je bo musi nakarmić zwierzyniec przydomowy w sensie drugiego psa i koty. Potem dopiero nastawia coś dla siebie i od razu dla psa i dla kur na następny dzień. Jak kończy gotować jest po 22.00, a o 4 musi wstać. Z drugiej strony ma okazje się przekonać jak by Mu "lekko" było beze mnie i ile ja na co dzień robię( choć i tak nie musiał dodatkowo robić zakupów bo rodziców w to ubrałam, ani nie sprzątał nie prał nie prasował no i najważniejsze nie gotował dla i nie musiał się zajmować babcią.
Mam wczoraj powiedziała , ze już ma dość tych garów i ciągłego gotowania dla Niej, a gotuje dopiero 4 dni. Powiedziałam Jej, że ja tak mam od blisko 3 lat
Zgrałam fotki więc mogę co nie co pokazać. Chyba dla zachowania chronologii muszę najpierw to co robiłam przed choróbskiem.
skusiłam się na cebulki szafirków...znowu i dobrze bo mam ich mało, a kiedyś miałam bardzo ładną rzeczkę, na razie stoją sobie na oknie w kuchni
ogarniałam orzechowe liście z wąziutkiej rabatki wzdłuż chodnika. Musiałam bo raz trują mi ziemię, a dwa cebulowe już w blokach od dawna