Działka w całości liczy sobie 4ha, położona jest dość specyficznie, bo po 2 przeciwległych stronach drogi. W części "zachodniej" znajduje się staw o wymiarach ok 25x25m, na razie jest dość zaniedbany, może kiedyś uda na się go zreanimować (na poniższej fotce jest zaznaczony niebieskim prostokątem). W części "wschodniej" jest nasz dom, wielofunkcyjna stodoła ( służy min. jako warsztat, domek ogrodniczki, siłownia i kącik perkusyjny) i pozostałe elementy krajobrazu. Kolor różowy to przedogródek, czerwony to moja główna strefa ogrodniczych poczynań, zielonym natomiast zaznaczyłam sad i warzywnik. Fioletowy sześcian to altana, a żółte kółko to plac wyłożony łupkiem, na którym kiedyś stanie moja wymarzona huśtawka
Słowa uznania dla Twojego okiennego rozsadnika, zarówno za pomysł, jak i wykonanie. Sama niekoniecznie jestem orłem w tego typu pracach manualnych, sprawy techniczne zostawiam profesjonalistom (czytaj eMowi ), więc tym bardziej podziwiam, że zrobiłaś go sama
Półeczka w kuchni jest po części dziełem przypadku. Po zbudowaniu altany zostało nam kilka olszynowych balików, a że był czas okołozimowy i nudziło nam się okrutnie, to eM wpadł na pomysł, żeby tego bala przytargać do naszej kuchni. Najśmieszniejsze było to, że wpasował się idealnie, niczego nie musieliśmy przycinać. EM przykręcił półeczki, dodał trochę liny jutowej i voilà! Efekt spodobał nam się tak bardzo, że powtórzyliśmy to jeszcze w salonie.
Też mnie ten sprinter zaskoczył w tym roku. Oprócz tej sadzonki jeszcze chyba tylko 1 krzaczek na 24 zawiązał tak szybko owoce. Pewnie była to wypadkowa kilku rzeczy na raz. Nie mogłam się doczekać jakichkolwiek aktywności okołoroślinnych, więc wysiałam pomidory już w pierwszym tygodniu marca i trzymałam je pod lampami. Miałam dobrą ziemię z lokalnego sklepu rolniczego i podlewałam siewki bio złotem. Kiedy pojawiły się kwiaty, zapylałam je pędzelkiem, chociaż podobno wystarczy tylko lekko potrząsać łodyżką. Minusem takiego pośpiechu było to, że musiałam je przesadzać 3 razy, chociaż podobno pomidory to lubią. Za każdym razem sadziłam je nieco głębiej, przez co rozwinęło się więcej korzeni. Docelowo posadziliśmy je do cylindrów, pierwszy raz w nowej szklarni, ale nie było to łatwe zadanie, bo sadzonki były już bardzo duże i nie jest to zbyt praktyczne. Finalnie jednak te owoce wcale nie dojrzały dużo szybciej, bo wiosnę mieliśmy mało ciekawą, a noce były zimne. Czy zatem warto się śpieszyć? Pewnie nie, ale czasem ciężko się powstrzymać W następnym roku (taa, na pewno ) obiecuję sobie trochę poskromić moje rządze, jeśli nie względem wszystkich odmian, to na pewno koktajlówek, bo te krzaczki Black Cherry, które wysiałam później (nie z rozsądku, po prostu były kapryśne i nie chciały kiełkować) rosły zdrowiej i miały więcej owoców.
4 ha! I jeszcze staw! Padłam! Zazdro!!!
Z jeszcze większą niecierpliwością czekam na historie ogrodu . Czuję, ze to ziemia z dziada pradziada . Popcorn naszykowany .
Staw własny super. Kawał ogrodu masz. Twoje siedlisko przypomina mój rodzinny dom. Wprawdzie sadu nie było ale siedlisko jest na działce 5 ha a zaraz za nim następne 3 ha lasu. Teraz tam urzęduje moja sister i co jakiś czas powiększa areał pod ogród.
Opowiedz jeszcze o ogrodzie. Nas ciekawskich tu dużo.
Dużą część naszej ziemi dzierżawimy okolicznemu rolnikowi pod uprawę zboża lub rzepaku, więc nie obrabiamy jej w całości (nie wyobrażam sobie z resztą, żebyśmy kiedykolwiek mieli takie moce przerobowe, chyba że wygramy w lotka, rzucimy robotę i będziemy się tylko tym zajmować ). Ja opiekuję się tylko częścią rekreacyjną ogrodu (czerwony kwadrat na wcześniejszej fotce) i warzywnikiem. Czasami działam trochę w przedogródku, ale to raczej strefa wpływów należąca do teściów Sad to również królestwo mojego teścia- swoją drogą bardzo mądry człowiek, wszystko co da się przerobić na naleweczkę ma tutaj swoją rację bytu
Staw jest do totalnej rekultywacji, dno ma prawie metrową warstwę mułu, a przez ostatnie 2 suche lata stan wody jest katastrofalnie niski. Poniżej historyczne zdjęcia z 2021 zrobione wczesna wiosną:
Mimo niskiego stanu wody staw sprzyja lokalnemu ekosystemowi, mamy tutaj zatrzęsienie żab (sprzymierzeńcy w walce ze ślimorami), ważek, przychodzą tutaj sarny, jest też bardzo wiele ptaków, w tym okazjonalnie bociany, dzikie kaczki, żurawie, czy czapla siwa oraz gacki.
Judith, Jest dokładnie tak jak mówisz, to ziemia z dziada pradziada, na której wychowywał się mój teść, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Okolica jest zielona, spokojna i jak dla mnie piękna, z kolei początki zagospodarowania terenu były bardzo trudne, bo jak to kiedyś drzewiej bywało, wszystko co niepotrzebne zakopywane było w obejściu. Przez pierwsze kilka lat praktycznie każde wbicie szpadla w "mojej" części kończyło się wykopaliskami archeologicznymi- pełno szkła, starych garów, czy innego żelastwa, gruzu, folii, a już najgorzej jak trafiły się fragmenty starych dywanów, czy innych szmat. Legenda głosi, że gdzieś tam może być nawet zakopana lodówka (oby nie), więc śmiejemy się z eMem, że pewnego dnia wbijemy szpadel nie tam gdzie trzeba i otworzą się jej wrota, po czym zaleje nas fala lodówkowego światła i rozlegną się chóry anielskie Sporo było tez przypadkowych nasadzeń, wątpliwych estetycznie konstrukcji, czy sprzętów rolniczych, najczęściej zepsutych i czekających na "lepsze czasy", które miały nigdy nie nadejść. Mam nadzieję, że w weekend uda mi się rozpocząć serial archiwalnych zdjęć, gdzie przedstawię kolejne etapy powstawania naszego ogrodu