W końcu znalazłam chwilę na relację z ogrodu Alicji. Niespodziewanie odwiedziłam ją w piątek i było przemiło, choć zdecydowanie za krótko.
Wstawiam parę zdjęć, które na szybko zdążyłam zrobić.
Ogromne hosty i paprocie, pełno cienistych zakamarków, a jednocześnie na każdym kroku widać miłość właścicielki do róż. Na zdjęciach tego nie widać, bo jeszcze nie kwitły.
Spotkania były jak zwykle bardzo udane.
Jak wiadomo każdy ogród jest inny. Nawet jeśli jakis to nie moja bajka, to uwielbiam łazić po czyimś ogrodzie. Znajdować fragmenty, które urzekną, bo każdy ogród takie ma.
Bo na O. ogrody sa poukładane, uczesane, a tamaryszek jak widać jest rozwichrzony.
Trzeba nad nim zapanować, inaczej zajmie dużo miejsca.
Tnę go 3,4 razy do roku.
Aniu, jak przyjedziesz, to już będzie po kwitnieniu. Nie będzie taki efektowny.
Ale jak kwitnie to wygląda zjawiskowo.
Pogoda chyba się zmienia, bo mnie w kościach łupie.
Ciekawe, czy sprawdzi się prognoza, która zapowiada codziennie deszcze.
Co prawda w czwartek wolałabym, żeby od 15 nie padało, bo wyprawiam siostrze urodziny na tarasie.
Poza tym niech pada
Wczoraj m. jak zwykle ułozył mi plan prac.
Postanowił po roku zamontować mi kolejną beczkę. Niestety to okazało się nie takie proste jak poprzednio.
Podłączenie wymagało przeniesienia rynny, czyli przeróbki. Nie było części, więc praca nie została dokończona, bo w Płocku ich nie dostał, musi jechać gdzieś dalej.
A na jutro zapowiadają deszcz. Całe szczęście brakuje rynny nad skrzynią, która stoi przy tarasie. Będzie sie lało do niej