Gdy siedziałam wystawiając twarz do słońca, dochodziły do mnie różne szelesty, głównie falujących traw. Jeden z odgłosów pojawił się jednak całkiem blisko mnie, gdzieś na granicy działki, wśród plątaniny dzikiego wina. Mysz? Żaba? Zaskroniec? Stopniowo szelest wspinał się ku górze wzdłuż ogrodzenia, aż pokazało się ciałko z parą ciekawskich oczu

Oczy popatrzyły na mnie z góry i poszły swoją, kocią drogą ...
Wkrótce znalazłam je na ganku, gdzie wygrzewało się na słoneczku. Kocię, mieszkaniec tego ogrodu

Jedyny z szóstki rodzeństwa, który nie pozwolił się złapać, by je wywieźć do dobrych ludzi, którzy przygarną, dadzą dom. Prawdopodobnie zostanie tutaj na zimę. Miejmy nadzieję, że mama wystarczająco dobrze przygotowała to kociątko do życia i da sobie radę.