Witam serdecznie, opiszę swój problem z bluszczem, który trochę spędza mi sen z powiek

2 lata temu posadziłem 2 bluszcze pod murem. Celem było oczywiście okrycie muru tą właśnie rośliną. Pod murem warunki glebowe raczej trudne. Praktycznie sam beton i jałowy piach. Mimo to, jeden z bluszczów bardzo
ładnie wystrzelił i po roku wspiął się na wysokość 2.2 metra, aż do samego szczytu ogrodzenia. Zaczął przechodzić na drugie przęsło i na drugą stronę muru. Cel osiągnięty. Zdjęcie:
Niestety drugi egzemplarz, pomimo takich samych warunków, wypuścił od niechcenia
zaledwie dwie odnogi, które same uczepiły się muru. Oto one:
Pozostałe odnogi
"przytuliłem" do ściany siłą (gwoździe i przywiązany do nich pęd). Te "przytulone siłą", nie ruszyły ani o centymetr, nie zamierzają też wypuszczać korzeni przybyszowych. Zdjęcie "przytulonych" odnóg:
Teraz zastanawiam się na
usunięciu ich i pozostawieniu tylko tych naturalnie "wspiętych" na mur. Pewnie stracę kolejny rok w oczekiwaniu na efekt z pierwszego zdjęcia, ale czy mam inne wyjście?
Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam!