Tę część wyprawy zakończył spacer w kierunku Sagrada Familia. Niby człowiek wiedział, czego się spodziewać, ale szczęka i tak opadła. Historia budowy bazyliki jest równie fascynująca jak dobry kryminał. Rozpoczęła się w roku 1882, a końca w zasadzie wciąż nie widać. Szkoda, że nigdy nie będzie nam dane obejrzeć bazyliki w takim kształcie w jakim widział ją Gaudi, bo projekty architektoniczne autora zostały zniszczone przez katalońskich anarchistów podczas hiszpańskiej wojny domowej.
Żaden detal architektoniczy nie jest powtórzony.
Jestem wielką miłośniczką książek Carlosa Zafona. Jego literacka seria "Cmentarz Zapomnianych Książek" mocno wpłynęła na moją fascynację Barceloną i na pragnienie odwiedzin tego miejsca.
Podczas zwłóczenia się po uliczkach Barcelony naszła mnie myśl o tym jak wiele szczęścia miało to miasto. Korzystny klimat (w tym brak palenia węglem w piecach) nie zdewastował renesansowych kamienic tak jak to się stało w Krakowie. Bombardowania i inne niszczycielskie działania wojenne nie miały tu miejsca. Z każdej strony po oczach bije troska o architektoniczny ład, detal i przyrodę. Nowa i stara Barcelona świetnie się uzupełniają. Piękne miejsce do życia ze znakomicie rozwiniętą infrastrukturą nie tylko w centrum, ale i w całej aglomeracji obejmującej swoim zasięgiem kilkadziesiąt kilometrów wokół samego miasta.
Dzielnica gotycka. Pierwszy raz w życiu doznałam tak intensywnego oddechu historii. To nie były ruiny ani rekonstrukcje dawnych budowli.
Pierwszy budynek z 1503 roku.
Katedra św. Eulalii