Zima chwilowo poszła sobie, zostawiając po sobie bałagan, zbrązowiałe badyle, zmrożone kwiaty i paćkowate kupki liści.
Okopczykowałam róże, chociaż w niektórych przypadkach nie ma to sensu - róże historyczne stoją zielone, w komplecie liści. Ale może nie będę już miała kiedy tego zrobić, a mrozy pewnie wrócą.
Zły wirus mi nie odpuszcza, więc w niedzielę dałam tylko radę wyjść na chwilę, zrobić parę fotek. Zimno, nos boli, dłonie marzną. Ale udało mi się spojrzeć ciepło na ten mój listopadowy ogród, napadnięty, a następnie porzucony przez zimę, przydeptany śniegiem i lekko zdemolowany, i znaleźć trochę koloru i śladów nieustającej wegetacji