Witaj Robercie, pamiętam Cię z Ogrodu Rododendronowego.
Zajrzałam do Ciebie na bardzo długo, i tak odstresowywałam się do późnej nocy, po poślizgu w jaki wpadłam 21 lutego.
Miałam okazję kilka razy być w Kanadzie, i się nią pozachwycać, jak Ty. Czytałam Twoje "opowieści" i przypominałam sobie moje spostrzeżenia. Masz rację, że tam podmiotem jest człowiek i założenie, że trzeba go uszczęśliwiać, wtedy on będzie odpłacał tym samym.
Mam wspaniałego zięcia, który lubi robić miłe niespodzianki. Gdy nas zabrał na wielki kompleks basenów, skoczni itp. i zaproponował, żebyśmy popływali na kołach rzeczką okalającą całość (zamiast pieszo zwiedzać), ja zgłosiłam się na ochotnika, że popilnuję koca z wózkiem, kamerą itd.(i sama z siebie się śmieję).Oni zapytali, dlaczego mamusia chce pilnować? Widziałam naokoło tyle ludzi różnej narodowości, że wydało mi się normalne przypilnować przed ew. kradzieżą. To im nie mieściło się w głowach, a przecież u nas zginęłoby wszystko łącznie z wózkiem...
Rzeźby pokazałeś ciekawe, prawie jak w Sapporo. Podziwiam sztukę w każdej postaci, talent i chęci, pomysły.Widoki pewnie, jak w Twoim Jesiennym Ogrodzie, i w Kanadzie najpiękniejsze jesienią z powodu klonów, i nie tylko (pewnie pojedziesz drugi raz...).
I już nie zanudzam, a z naszego kraju ze Skierniewic, załączam dla Ciebie rzeźbę z arbuza,
z serdecznym pozdrowieniem.