Myślałam by coś zrobić z tymi starymi jałowcami. Podciąć, wyprowadzić na niwaki, cokolwiek. Podjęłam próby. Gęstwina gałęzi splątanych tak, że nie wiadomo gdzie koniec, gdzie początek
Nie dałam rady. Decyzja - usuwamy.
To była katorga. Masa wyciętych gałęzi, rozwalone chyba ze trzy sekatory. Poszła w ruch piła elektryczna, siekiera. Na końcu korzenie. Podkopywane i wyciągane ciągnikiem. Niezbyt miło wspominam ten czas choć i tak najbardziej namęczył się przy tym M. Sama chyba bym wyzionęła ducha