Dziewczyny, po porcji pochwał i zachwytów pokażę (dla równowagi) wstydliwą, zaniedbaną cześć ogrodu - warzywnik, który nie jest warzywnikiem, a jedynie obszarem, który woła o zmianę .
Wołał i się doczekał. W związku z tym, że warzyw nie uprawiam postanowiłam skończyć z fikcją i radykalnie zmniejszyć obszar "użytkowy" - ograniczyć go do krzewów z borówką amerykańską, agrestem i porzeczką. Każdy krzaczek w liczbie sztuk kilku.
Uwaga, zdjęcia dla ludzi o mocnych nerwach - oto z czym będziemy się mierzyć. Skojarzenia cmentarne - jeśli ktos ma - jak najbardziej uzasadnione
Na wolnych rabatkach "rosły" (cudzysłów zamierzony) pomidory i truskawki.
A co w ogrodach?
W drugim ogrodzie pomogłam bratu posadzić flance i pośmiać nasiona warzyw.
Później już cały warzywnik to jego praca. Cieszę się, że od kilku lat , pomagał mi w ogrodzie bo teraz to już całkiem doświadczony ogrodnik. Jestem bardzo z niego dumna!
Ogród mimo mojej nieobecnosci ma się całkiem dobrze.
W lipcu dostałam pozwolenie na plecak
Do tej pory były obawy o kregoslup, więc musiałam wędrować bez obciazenia.
Nareszcie mogłam też nocować w schronisku.
Podczas tego wyjazdu zrobiliśmy jeden z najcięższych szlaków w Karkonoszach i wtedy poczulam, że nareszcie wracam do sił.
W sierpniu były rowery nad morzem i spanie w namiocie.
Wtedy też udało się zrobić pierwsze, idealne kroki. Pierwszy raz od 7 miesiecy normalnie szłam !
Namówiłam eMa, by zrobił totem z duzego pnia...wyciął progi, a ja posadziłam w nich rojniki, w przyszłym roku będą "wylewać się" na zewnątrz...mam nadzieję...ale jest jeszcze nie skończony...
Pierwszy wyjazd w góry po wypadku i pierwsze 10 km.
Spacerkiem z Sokolowska do schroniska Andrzejowka.
Później byliśmy w moich ukochanych górach Sowich.
Nie byłam w stanie dojść do schroniska Zygmuntowka i dzięki wspanialym ludziom tam pracujacym, dostaliśmy pozwolenie na podjechanie samochodem pod samo schronisko. Przywitali mnie kawa i tortem. Mimo, że nie zrobiłam wtedy żadnego spaceru po górach, to byłam ogromnie wzruszona ludzka życzliwością.
Pod koniec czerwca wróciłam w moje ukochane Karkonosze.
W dwa dni zrobiliśmy 15 km a ja czułam się jakbym zdobyła 8000 m n.p.m.
Następne były góry Izerskie i noce spędzone w namiocie.
Miałam obawy przed tym wyjazdem... kule w połączeniu z namiotem to brzmiało jakoś strasznie. Oczywiście jak zawsze, okazało się, że strach ma wielkie oczy i byłam bardzo wdzięczna eMowi, że mnie namówił na ten wyjazd.
Lady gledi A może gledi man
Dolny lampion ma nieco nieprzyzwoitą zawieszkę
Wiosną wokół jeżówek sypnęłam granulki, ślimaki były tak wygłodniałe, że zaczęły mi listki podjadać. Szczęśliwie już do jeżówek nie wróciły, choć w innych, bardziej cienistych miejscach mam ich setki.
Fotek mam dużo, nie było tygodnia, żebym nie biegała z aparatem. Bardzo mnie to relaksuje.
Niestety potem zazwyczaj brakuje czasu lub chęci na systematyczne wrzucanie ich na wątek.
Jeżówki faktycznie dobrze u mnie rosną, szybko przyrastają.
Tak sobie myślę, że oprócz podłoża dużo zależy od samej sadzonki. Większość mam z Ogrodu Łobzów.
To miejsce, gdzie mają bardzo dorodne byliny, trawy, tylko ceny bardzo krakowskie Niemniej zazwyczaj udaje mi się wybrać takie sadzonki, które jeszcze można podzielić, a jeśli jest to tylko jeden kwiat, to i tak bardzo dobrze ukorzeniony.
U ciebie Agatko problem z wygniwaniem to pewnie zasługa cienia. Stok jest południowy, ale przy tej ilości dorodnych już drzew i krzewów niestety robi się busz.
Ja panicznie boję się dużych drzew przy domu i pozbywam się wszystkiego co mnie zaczyna "straszyć". Dużo pracy z tym przerabianiem rabat, ale każdy poprawiony drobiazg cieszy.
Wody mamy w tym roku w Małopolsce pod dostatkiem. U mnie wody podziemne co chwila znajdują sobie jakieś nowe ujścia.
Parę dni temu po ostatniej ulewie mały gejzer wytrysnął i tak sobie przez kilka dni ciurkał w stronę bramy. Skąd? w tak suchym miejscu? Nie mam pojęcia.
Na końcu tego szpaleru hortensji, funkii i rodków miałam małe jeziorko, a w zasadzie źródełko.
Przez kilka dni woda z błotem wylewała się przez tunel w bramie na drogę.