Basiu, jak odpłynęliśmy kilka km od brzegu i zacumowaliśmy przy boi, to już było widać charakterystyczne płetwy na powierzchni wody. Wtedy po raz pierwszy powiedziałam, że zostaję na łodzi. Za chwilę zmieniłam zdanie, rozebrałam się do kostiumu, popatrzyłam znów na klatkę i znów stwierdziłam, że nie schodzę. Właściciel łódki powiedział, że mogę zejść na chwilę i jakbym czuła się niekomfortowo, to mogę dać im znać, to przyciągną klatkę i wejdę na pokład. Ok, stwierdziłam że zejdę, ale jeszcze raz się zawahałam zaraz przy drabinkach
. Ale strach został na pokładzie. Chociaż przyznaję, że nigdy więcej tego nie powtórzę.
Ale tak naprawdę to przecież wielokrotnie wcześniej, czy później pływaliśmy normalnie (bez klatki), ale przy brzegu i jakoś wtedy mi nie przeszkadzało, że może niedaleko jakiś rekin sobie pływa
. No ale go nie widziałam, więcej to trochę inaczej.
Martuś, mam nadzieję, że zapasy starczą na długo