Zajefajne te odcinki, do zaczytania wręcz. Dziób mam tak szeroko rozwarty, że aż mi ślina kapie
Pozornie chaotyczne działania i miłość do bratków i lilaków, kolejny węzeł między nami
Dzień dobry Eliso,
Witam w takim razie w teamie pniaczków rojnikowych (razem z Bożenką)
Czytałam Twój wątek dawno temu (potem miałam przerwę w ogrodowisku), umilał mi czas okołojesienny i zimowy, a zapamiętałam go między innymi dzięki bardzo charakterystycznej czterolistnej koniczynce Poza oczywistą miłością do ogrodu mamy dużo wspólnego: obie uwielbiamy kształty faliste i okręgi, domki dla owadów, u nas woda stoi całą wiosnę na części nad stawem, mamy miejsce na ognisko, dziwne korzenie i jagody kamczackie
Jeśli chodzi o pisanie wątku, to rzeczywiście trudno jest ocenić samego siebie, czasem mam takie przemyślenia, czy to, co tutaj wypisuję nadal jest zabawne, czy raczej zaczynam się już ocierać o opłotki żenady, także ten..
Oj, mi też się marzy morze tulipanków, niestety na wiosnę wszystkie moje tulipany zostały porażone jakimś dziadostwem i teraz muszę odczekać pewnie kilka lat, żeby się tego pozbyć
Ratuję się narcyzami i różowym śnieżnikiem (ciekawam bardzo, co z tego drugiego wyrośnie, bo sadziłam te cebulki pierwszy raz na jesień).
Myślę że Twoja grzebiuszkowa nóżka nie będzie musiała tupać zbyt długo, bo już za chwilę zabiorę się za kolejną część
Dzięki Haniu!
Warzywnik z roku na rok staje się główną orbitą naszych działań, a to z uwagi na to, że w części ozdobnej coraz mniej jest to zrobienia, poza zwykłą pielęgnacją tego, co już jest (chociaż pewnie przez to, że dołączyłam do szacownego ogrodowiskowego grona te proporcje znowu się odwrócą )
Sad jest oczkiem w głowie mojego teścia, stworzył bardzo udaną mini plantację borówki amerykańskiej (nie jesteśmy w stanie przejeść wszystkiego, ale borówkowe dżemy są przepyszne), ma kilka starych odmian jabłoni, w tym szarą renetę, grusze, aronię, pigwowca, lilaki i patriotyczne, biało-czerwone głogi, mini kiwi, derenie, czy cytryńce. Generalnie też w sadzie ma swoje miejsce bytu wszystko, co da się przerobić na naleweczkę, w produkcji których jest mistrzem
Miło mi Sylwio, że tak myślisz, chociaż osobiście uważam, że nie dorastam Ci do pięt, jeśli chodzi o umiejętności, skalę działania, czy niezapomniany klimat ogrodu (i genialnie urządzoną chałupkę), który tak pięknie tworzycie już od tylu lat z mężem
Fajnie mieć takie ogrodowiskowe siostry, z którymi mamy tyle wspólnego, to cudowne móc dostrzegać to, co nas łączy, a nie skupiać się wiecznie na tym, co nas dzieli, jak to niestety często między ludźmi bywa (nigdy na przykład nie założyłabym wątku na forum dla odtwórców wczesnego średniowiecza, wgnietliby mnie w asfalt już po zadaniu pierwszego pytania ).
Hej Marysiu,
O zaciskach hamulcowych coś już tam wiem, bo pracuję w firmie zajmującej się regeneracją części samochodowych już ponad 7 lat (naturalna kolej rzeczy dla anglisty, czyż nie? / Kto pracuje na stanowisku odpowiadającemu wykształceniu? Ręka w górę! ). Jeśli chodzi o ciągi i podziały, to poza nazwą nie wiem o nich praktycznie nic, co było widoczne na załączonych fotkach, ale mam nadzieję, że podbiły efekt dramatyczny mojego wywodu
Napis krokusowy ma już wszystkie 6 liter, zmieścił się na styk, bo tuż obok rośnie kilka dużych krzewów, ale udało się. Titul sadził je na czuja którejś jesieni do tyłu (sprawdziłam, był to 2020), bazował tylko na swoich pomiarach, bo przecież jesienią nie widać, gdzie posadzone były pozostałe cebulki. Jak tego dokonał? Nie mam pojęcia, ale doceniam
Jakimś cudacznym cudem nie mam dobrej fotki (ta poniżej jest z 2021)- ten kardynalny błąd naprawię nadchodzącą wiosną
Wczorajszy wywód zakończyłam w momencie kluczowym dla wszystkich pomidoroholików, czyli w okolicach zimnej Zośki. 18 maja 2020 zadołowałam w foliaku w sumie 20 krzaczków malinówek i bawolich serc, jeszcze z kupnej rozsady, a także kilka koktajlówek Black Cherry, już mojej produkcji. To był ostatni rok, w którym dokonałam świętokradztwa polegającego na kupowaniu rozsad pomidorów Zachęcona małym sukcesem z tamtego roku, w kolejnym zaszalałam już na całego, ale nie uprzedzajmy faktów. Pomiędzy nimi wsadziłam wyhodowane przez siebie krzaczki chilli, chyba 18 sztuk (szaleństwo z szachrajstwem, wiem, ale nieskromnie powiem, że powstałe z nich płatki chilli były najlepszymi, jakie miałam okazję wykorzystywać w kuchni )
Tymczasem wokół kamiennego kręgu dokończyliśmy ogrodzenie, dosadziłam zgodnie z projektem na front turzyce Evergold oraz różowe krwawniki Cerise Queen (te zastąpiły planowane wcześniej przegorzany).
Z widocznych tutaj roślin do tej pory przetrwały jedynie wietlice, języczkę podarowałam siostrze, bo słonko bardzo dawało jej tutaj popalić, a tawułki przeniosłam pod orzechy.
Małe zbliżenie na czekoladkowe rodgersje, też w ferworze walki zmieniły swoje miejsce w ogrodzie w następnych latach. Czy też tak macie, że wydaje Wam się, że sadzicie coś w najlepszym możliwym miejscu, rozmyślacie nad tym kilka dni, w Waszej głowie wszystko ma sens i poparte jest dowodem naukowym, a potem za jakiś czas okazuje się, że to totalny niewypał i opieprzacie się w myślach, marudząc na czym świat stoi?
Mój porzucony środek lokomocji, ale mało oldskool'owy, bo to zwykła szczotka z marketu, a nie miotła z prawdziwego zdarzenia (gildia czarownic nie wydała mi atestu ):