Haniu, miałam jeszcze niedawno pod opieką kotkę wolnobytującą. Też szylkretową, jak Twoja.
Mieszkała gdzieś w mojej okolicy, najczęściej przebywała w moim ogródku no i codziennie przychodziła do miski. Wybrała sobie mnie na opiekunkę. A może to ja wybrałam się sama na opiekunke, kiedy zaczełam ją karmić?
Ale nigdy nie dała mi się pogłaskać. Nigdy też nie weszła do zamykanego pomieszczenia, choć na wołanie przychodziła. W tę strasznie śnieżną i mroźną zimę co to była kilka lat temu tak mi jej było żal, że uchyliłam jej okienko do garażu. Problem w tym, że ono musiało być otwarte cały czas, bo kotka panicznie bała się zamkniętych pomieszczeń.
Mąż mnie wówczas mało nie zabił (wzrokiem), bo od silnego mrozu pękł kaloryfer.
Ale wówczas wymyśliliśmy, że zrobimy jej budkę. Taką jak dla psa, tylko odpowiednio mniejszą.
Budka miała ocieplane styropianem ściany i podłogę. Kluska (bo tak na kotkę wołaliśmy) spędzała w niej całe dnie, odchodziła tylko pod najbliższy krzaczek załatwić fizjologiczne potrzeby. Tak przeżyła zimę.
Więc jeśli Twoja kotka chce wyjść - wypuść ją. Poradzi sobie - znajdzie jakiś zaciszny kącik.
Jeśli się obawiasz, że nie ma gdzie się schronić, postaw gdzieś w zacisznym miejscu kartonowe pudło z otworem (albo kilka jedno w drugim, żeby było cieplejsze). Tak robią moi sąsiedzi, którzy mają dwa kocie "włóczykije". Kiedy wracają zbyt późno, a ich właściciele już spią, czekają do rana w domku z kartonów.
Nie mam już naszej kociej budki, bo bym ci dla koteczki dała. Oddałam siostrze dla jej małego pieska.
Haniu - wszelkiej pomyślności na ten 2016 rok

Niech Ci się wszystko udaje, a zdrowie służy
____________________
Pozdrawiam:) Teresa
W Gąszczu u Tess oraz
Ogród nad Rozlewiskiem
Chętnie dzielę się roślinami z każdym, kto po nie przyjedzie, albo odbierze w jakimś umówionym miejscu. Ale nie wysyłam roślin.