Na blacie był niezły grajdoł.. kotka chciała pomagać i zwalała torebki z nasionami łapą..tyle tego mam, że brakło mi krążków, tutek i tych celulozowych pojemniczków a na oknach zaczęłam układać rozsadę piętrowo

, wszystkiego nie udało mi się jeszcze wysiać.. zapełniłam 159 pojemników, nie wiem gdzie pomieszczę resztę - zużyłam może 20% nasion.. końca nie widać - musiałabym mieć szklarnie i duży blat do pracy

i to wcale nie poszło tak szybko.. najpierw w misce wymieszałam ziemię z perlitem, wermikulitem, popiołem z kominka, i po kolei zapełniałam pojemniki, potem podlałam wszystko żeby nasiona nie wypłynęły a dopiero potem sypałam nasiona, lekko ubijałam lub dosypywałam mieszanki jak było trzeba.. przy czterech paczkach nasionek to czysta przyjemność ale przy takiej ilości to w połowie już miałam dość. A oprócz kota nie było nikogo kto by dopingował a ja lubię jak mi ktoś na ręce patrzy.
Uroczo wygląda ta trójkątna mini szklarenka- została mi z zeszłego sezonu i szkoda, że nie kupiłam tego więcej- bardzo praktyczna i łatwa w użyciu. Te dwie zielone kupiłam w kiku.
Oby to wszystko wykiełkowało..
"W marcu jak w garncu" - kiedy zaczynałam pisać tego posta sypał śnieg a teraz kończę i cudownie świeci słońce