Ale to właśnie przecież o to chodzi, by za wiele nie kupić Ja tak mam, że jak mi się coś spodoba, to ulala, jakie cudne, boskie, muszę to mieć, i kupuję... A dzień, dwa, czy parę tygodni później sobie w brodę pluję, że po co ja to kupiłam, co mam z tym zrobić... Więc teraz jeżdżę bez kasy, oglądam, podziwiam, i daję sobie kilka dni/tygodni na przedumanie, czy aby na pewno mi to potrzebne Jak przemyślę i werdykt padnie, że Tak, jednak żyć bez tego nie mogę, to jadę i znowu oglądam. I zwykle po drugich oględzinach jednak czar pryska i mi się kupować odechciewa
Tylko że tę metodę wykorzystuję dopiero od niedawna, w związku z czym wciąż mam 30 kwiatków do wsadzenia "niewiadomogdzie" No ale ja jestem początkująca i mi ciągle jakieś durne pomysły do głowy wpadają, a wy to już pewnie jak kupujecie to przynajmniej z planem jakimś, gdzie to potem dać, i jakoś z sensem sadzicie
Ja mam tak jak ty nie mam żadnej dyscypliny ,tez kupuje ni myśląc potem upycham bez sensu po dwuch latach wyrzucam albo przesadzam w ciągu roku trzy razy.
Gosia nas chyba pogoni że u niej dyskusje sobie urządziłyśmy.
A ja całkiem przeciwnie do Kachat jak czegoś nie kupię to potem tydzień żałuję i już mam zasadę żeby kupowac co mi sie podoba a nie potem przez tydzień albo i dłużej żałowac. Kwiatki to przecież nasza radośc najwieksza .
A ja jutro zaczaję się na sumaka W pobliżu mnie rośnie caaałe przedszkole sumaków (bezpańskie) i jednego jutro zamierzam przygarnąć . Nie kraść, absolutnie, jest ich tak dużo, że sama czasem widziałam jak ktoś wykopywał sobie takiego dzidzia, a że z każdą jesienią moja miłość do nich wraca, więc zrobię tak i ja