Opowiem Wam dzisiejszą przygodę z kosami. Wczoraj jak była u mnie Ania na naszych oczach wypadł z gniazda pidklak kosa (na orzechu mają gniazdo). Już taki spory. Nie ruszałam. Rodzice zaraz się nim zainteresowali i pilnowali jak oka z w głowie. Dziś zaplątał się do piwnicy, bo darł się tam i darł. Poszłam więc za jego głosem, a ten siedzi na klamotach. Złapałam go, i wypuściłam do ogrodu, bo co było robić. Bałam się, że jak się dobrze w tej piwnicy zabunkruje

to go potem nie znajdę. Mały narobił darcia, a tatko myślał, że dzicięciu krzywda się dzieje i mnie porządnie opierdzielił i skutecznie przegonił

. Nuce biednej też się dziś parę razy oberwało od pana kosa, mimo, ż ona nim wcale nie zainteresowana. Krzyśkowi ojciec kos po nogach przebiegł

. Strach wyjść do ogrodu póki młody się tam buja. Już trochę latać umie, ale nie na tyle skutecznie by sobie poradzić. To niesamowite jak tatko go pilnuje. Czuwa na każdym kroku.Cudnie móc obserwować takie zjawiska.
Kolejna przygoda - zalało nas dziś podczas przejażdżki rowerowej i wciąż pada, jupiiii



. Ale dzieciaki miały ubaw, a my z Nimi

