Ojj Jolu,miło to "słyszeć" od prawdziwej artystki!!! Kocham to miejsce szczególnie.Pierwszy raz od 10 lat mam swoj azyl,coś stałego.Przez te 10 lat przeprowadzaliśmy się 6 razy,zawsze daleko od rodziny

Mąż wojskowy więc życie na walizkach,słuzbowe mieszkania i ciągłe zaczynanie od nowa.Zawsze z tyłu głowy miałam myśl "nie wiąż się emocjonalnie z tym miejscem bo bedziesz cierpiała podczas wyprowadzki"Poczatkowo lubiłam takie zycie,ciągła podróż w nieznane,nowi ludzie,nowe miejsca,odkrywanie...Z wiekiem natomiast zaczełam męczyć się brakiem stabilizacji.Moje dzieci nie umieją powiedzieć skąd pochodzą

Nigdzie nie mieszkały przez dłuższy czas,miejsc w których się rodziły nie znają bo zaraz odjeżdżały.KOchaja natomiast to miejsce w którym żyją teraz od roku.Trzymam kciuki,żeby sprawy zawodowe męża pozwoliły zostać tu na zawsze,pewności nie mam,a tak bardzo chciałabym ją mieć..tym razem jednak pozwoliłam sobie pokochać każde drzewo,które tu rośnie,każdą ścieżkę,a nasz mały,biały domek pod lasem całym sercem. Ktoś powie "To tylko domek na działce" ale dla mnie zdeydowanie coś więcej...Wiem,ze sobie poradzimy powolutku z remontem bo mąż umie wiele zrobić,wspaniale się uzupełniamy,ja wymyślam,mąż realizuje

wszystko powolutku bo pieniądze z nieba nie lecą ale wierzę,że będzie pięknie..