Irenko, dopiero teraz mogę napisać, jak bardzo cieszę się, że udało się pomóc cierpiącej Misi...normalnie kamień z serca,(prosto na nogi, bo jeszcze rekonwalescencja). Miałam zaniki internetu będąc na działce i nie udało się wcześniej wyrazić swojej radości w tej kwestii. Dobrze, że Wam udało się przed wolnymi dniami załatwić co trzeba. Jak zwierzak cierpi, to nie patrzy się na koszty, bo najważniejsze, by pomóc jak najszybciej. Nam w ubiegłym roku, pomimo wszelkich wysiłków, niestety nie udało się uratować naszej 15 letniej piesi, gdy przyplątał się bezwład nóg...nieustanna walka o każdą godzinę Jej życia nie przyniosła pozytywnego rozwiązania...po Jej stracie do dziś nie mogę dojść do siebie...