Zanim odpowiem cudownym dziewczynom, najpierw muszę upuścić powietrze ufff.
Tak mi juz bylo dobrze, choroba odpuściła, w pracy do przodu, zamierzałam i Święta i planowanie ogródeczka uskuteczniać

Anulka- Zana zrobiła mi piekną niespodziankę, za dekoracje, wzorem ogrodowiskowego szaleństwa zamierzałam sie zabrać - nic tylko sama radość.
No i nie trzeba się za wcześnie cieszyć:(
Przedwczoraj eM jadąc na śliskiej jezdni wpadł do rowu, tego niestety europejskiego, czyli wysokości Alp

Wyciągała go pomoc drogowa. Na szczęście jemu nic sie nie stało ale samochód w warsztacie, do Świąt pewnie go nie oddadzą. Mieszkanie poza miastem ma swoje cudowne strony ale nie w takim przypadku

Masakra. Atmosferę szlag trafił, o ozdobach to nawet nie myślę, nie wiem jak i czym dojadę do pracy, zakupy sąsiedzi ofiarowują się robić...a mnie się chce tylko płakać.
Prosiłam, żeby wtedy nie jechał bo bylo niebezpiecznie na drodze - no ale przecież on jest ten mistrz świata kierownicy, KURNA, niewiele brakowało...mam ochotę go zabić