Coś się nie mogę ogarnąć w tym sezonie...
Weekend przeleciał mi przez palce, a w ogrodzie zrobiłam niewiele.
Nawiozłam tylko rodka i hortki, wypieliłam gracki i czekam na ich start...
M za to ma powera, wypielił i nawiózł tuje, pomalował dziecku huśtawkę i odrestaurował mi starą komódkę.
Wczoraj wieczorem prysnęłam rodka topsinem, bo po zimie biedny taki. A potem w nocy przyszedł deszcz... i nie wiem. Powtórzyć, czy wystarczy?
Dziś pracowałam, ale kolejne dni mam wolne.
Mam w planie wypielić i nawieźć jałowce, ściąć emperory i wypielić kulkowisko, jałowce i trawy muszę spryskać topsinem (bo mi został rozrobiony

)
Gracki i carexy muszę nawieźć azofoską, bo coś słabo startują.
No i rozplenice muszę zacząć przesadzać, bo ruszyły już z kopyta.Przy cym czekam, aż M zedrze trochę więcej darni wokół paleniska, bo póki co, max. 3-4 tam wejdą.
Przyjechało 20 szmaragdów, posadzimy je za brzozową. Od gracków do końca płotu. I tak pomyślałam, że chyba te jałowce stricta, co tam są, zostawimy. Szkoda ich wywalać, bo i tak się gdzie indziej nie przyjmą. Na plecach będą miały tuje, a pomiędzy nimi posadzę hakone. Będzie korespondować z brzozową.
I oczywiście braknie nam czasu...