Nie wiem co mi z tego wyjdzie . Na razie wycinam to co suche i do czego mogę się dostać . I tak jeszcze mój M musi wkroczyć z piłą motorową . Na dziś chyba muszę skończyć bo idę do pracy na nocny dyżur więc trzeba trochę odetchnąć i doprowadzić się do stanu używalności . Póki co czuję się jak koń po westernie .
Dziś klamka zapadła jałowce idą precz . Dziwne ale trochę mi ulżyło . Szczerze to od jakiegoś czasu oczami wyobraźni widziałam tam coś innego . Musiałam tylko dojrzeć do decyzji a właściwie nie ja lecz mój M .
Nie żałuję wcale . Wręcz nie mogę się doczekać . Moje obawy były raczej w typie " co inni powiedzą " . Trudno to wyjaśnić ale mniej więcej wygląda to tak że ja zamieszkałam u męża na działce na której mieszkali jeszcze moi teściowie . Oni tam mieszkali ze 40 lat . Dookoła teź mieszka rodzina mojego teścia i choć on sam nie żyje już od 16 lat to my ciągle na cenzurowanym . Jak sobie przypomnę co było jak wycieliśmy stare zagrzybione jabłonki.... .
W związku z tym że mam zamiar wyciepać te jałowce proszę o radę . Chciałabym tam żywopłot chyba najlepiej iglasty jednak ale jakoś nie mam ochoty na tuje . Myślałam o cisach choć chyba wolno rosną a nie kupię już dużych bo to kupa kaski .
Też dobrze.
Ja mojego wyprowadziłam bardzo ładnie ale one są jednak szybko rosnące i w tym roku mialam już tak olbrzymie kule, które bardzo ciężko się cieło, że też wywaliłam.
Tak wyglądał rok temu