Koszmarny dzień mam, zgubiłam klucze do samochodu. Pod furtką dziecko z walizką na zieloną szkołę, w aucie zapas wody dla całej grupy na wyjazd, chusteczki i inne. A ja nie mam kluczy. Zbiórka się zaczęła. Kluczy dalej nie ma. Dziecko z walizką zawiózł wujek. Mnie olśniło, że mam zapasowe. Poleciałam, pilot nie działa, ale dało radę bez wyciągania z kluczyka. Do szkoły podjeżdżałam na klaksonie, żeby autokar nie odjechał. Dalej pięknie, klapa bagażnika zablokowana, no to ja przez siedzenia na tylną kanapę i przez półkę wyciągałam te zgrzewki, tatusiowie zabierali przez przednie drzwi. Po czym okazało się, że jak włożę kluczyk do stacyjki, to klapa się odblokuje. Do tego miałam na sobie bardzo elegancką, dość dopaso aną sukienkę, z paseczkiem. Musieli mieć polewkę...
Klucze nadal nie znalezione. Szukam, ale nie ma, diabeł ogonem nakrył.
Idę sadzić mieczyki, to może wtedy...
A to takie coś do przeróbki...
Południowo wschodni narożnik. Wzdłuż płotu od południa Nigra, Amanogawa i Hollywood. Od wschodu na murze róże i powojniki. Na siatce dodatkowo bluszcz. U sąsiada za siatką brak słów. W rogu jeszcze parzydło leśne.
Dołem posadziłam marzannę wonną, wietlicę, brunnerę i wiązówkę. Jeszcze dosadzę majówkę groniastą. Funkie część zostanie, część do do tych ludzi pójdzie. Liliowce to samo, po sprawdzeniu kolorów. Nie wie, chyba będzie dobrze...