Sesja zdjęciowa w piękny, nietypowy dla tegorocznej wiosny dzień. Po wczesnokwietniowych nasadzeniach wiele nie mogliśmy działać, bo niemal ciągle padało, a temperatura oscylowała w granicach 5-10 stopni. W nieliczne ładne dni staraliśmy się coś sadzić, choć dość szybko (po naszych powrotach z pracy) zapadał zmrok. Dopiero 22.kwietnia 2017 miałem tak naprawdę czas, żeby na spokojnie przejść się po ogrodzie, zrobić trochę fotek dla potomnych i pooglądać rośliny
Sad zakwitł (kwietniowy śnieg nie dał rady kwiatom, ale spokojnie - zrobił to majowy mróz

)

Z tymi śliwkami w ogóle dziwna sprawa - jeszcze w 2014, kiedy trwała budowa domu, śliwki owocowały pięknie, nie miały żadnych chorób. Przyjeżdżaliśmy doglądać budowlańców i wywoziliśmy pełne wiadra śliwek na ciasta i nalewki dla nas, i dla rodziny

Już w 2015 było gorzej - nasza pierwsza wiosna/lato w domu, a owoców 10x mniej. Kolejne 2 lata to już całkowita tragedia - zero owoców, mnóstwo szpecieli. Z bólem serca w tym roku zbieraliśmy się do zrobienia oprysku, ale ciągły deszcz nie pozwolił. A nawet jeśliby to miało coś dać, to raczej wspomniane majowe mrozy i tak nie pozwoliłyby się nam o tym przekonać...
Na tle nowego ogrodzenia ładnie prezentowały się 3 dorodne tuje - świeżo posadzone, nasze najładniejsze okazy:
Zarówno nieco mniejsze świeże okazy, jak i zeszłoroczne nasadzenia, wyglądały przy nich jak ubodzy krewni. A zwłaszcza żywotnik drugi od lewej - kolejny z wygryzioną wizytówką jakiejś sarny...