Dzień Dobry, ale u Ciebie kwitnąco.
Byliśmy razem, zabraliśmy mamę. Na zajęciach Laura nam nie przeszkadzała, a w przerwach robiliśmy coś razem. Byliśmy na Kasprowym i w Czorsztynie. I na wystawie Lego.
No i mogliśmy się wieczorem integrować, mama kładła Laurę, a my na meczyk, piwko, pogaduszki i tańce. Zajęcia kończyły się o 21:30, a potem zabawa do 1.
O rabaty nie da się zahaczyć zraszaczami. Są na brzegach i pryskają tylko do przodu i na boki. Do tyłu nie ma szans. Taki w kółko jest tylko na środku, a pozostałe to połówki i ćwiartki koła.
Z fachowcami zaczyna się dziać jak zwykle:
Facet do zdejmowania płyt z tarasu nie przyszedł rano, tylko będzie koło 13-14 (zobaczymy, czy w ogóle dzisiaj). A wylewka w poniedziałek, a nie jutro, bo facet zapomniał, że już ma robotę na czwartek i piątek!
Jak mi ktoś powie, że jest bezrobocie dla mogących pracować fizycznie, to wyśmieję. W Warszawie to jest jakaś tragedia. Klient musi błagać, żeby móc zapłacić. Dzwoniłam do 20 firm - nikomu się nie opłaca robić 40 metrów tarasu. Jak jeszcze grzecznie odmawiają, to pół biedy. Ale nie odpowiadają na maile, nie odbierają telefonów, traktują jak natręta. Jeden facet był obejrzeć, miał zadzwonić z wyceną. Cisza. Dzwonię, wreszcie odebrał i mówi, że jeszcze nie policzył, jutro. Nigdy więcej się nie odezwał, telefony odrzucił, sms-a zlekceważył. Mógłby przecież odpowiedzieć, że jednak nie, za dużo zabawy, albo wycenić kosmicznie. Ale coś takiego?
Na zrobienie wylewki też nie było chętnych. Znajomy projektant z kontaktami to załatwia. Budowlańcy mają tyle pracy, że mniej niż dniówkę nie wezmą, a to nam się nie opłaca.
Tak więc, jak znalazł się ktoś, kto łaskawie chce pracować, to trzeba czekać aż przyjdzie.