Ja pierwszy raz w zyciu- za radą teściowej( na cos sie jednak przydają hihi ) zrobiłam w ubiegłym roku wywar z pokrzyw.
Trochę byłam sceptycznie nastawiona, bo siła marketingu i chemiczne specyfiki bardziej do mnie " przemawiały"- choć - jako, że mam dzieci- chemii sie trochę boję. Ale efekty mile mnie zaskoczyły!
Mszyc było mniej, na prawdę!
Nie wiem, nie stosowałam, ale moim zdaniem trzeba się najpierw skupić na poprawieniu warunków, odżywianiu, podlewaniu iglaków, niż na pryskaniu nowymi specyfikami.
To też kosztuje i czasu i pieniędzy.
Powiem tak, jeśli miałbym swój staw, to posadziłbym włosienicznik bez zastanowienia. Natomiast u kogoś w stawie nigdy. Ta roślina produkcją potężnej ilości biomasy potrafi przyprawić o zawrót głowy, tak więc byłbym przeklęty na wieki. Roślina często tworzy podwodne, bardzo gęste jednogatunkowe zbiorowiska ograniczając rozwój innych roślin, włazi w zasadzie wszędzie, do rowów, mnichów odpływowych, krótko mówiąc w dobrych warunkach przy bardzo dużej żyzności zbiornika jest nadmiernie ekspansywna.
Podstawową zasada pielęgnacyjną jest usunięcie po kwitnieniu całej zielonej masy z powierzchni zbiornika. Roślina jest słabo ukorzeniona, często odrywa się od dna i dryfuje, tak więc bardzo łatwo się ją wyciąga. Podczas tego zabiegu odrywają się fragmenty pędów (głównie szczytowe), które wiosną wystartują w nowe rośliny. Rozmnaża się też z nasion.
Jest jeszcze kilka bardzo podobnych gatunków w naszym kraju. Ich rozpoznawanie to naprawdę wielka sztuka, dość pospolitym jest jaskier krążkolistyny, jako jedyny gatunek nie objęty ochroną.
W niektóre lata włosienicznik zanika całkowicie. Na zdjęciach jego najlepsze lata.