Jeszcze lato w pełni, jeszcze upały, a jednak coraz częściej myślę o zbliżającej się jesieni. Ten sezon mija mi jak w kalejdoskopie, kolejne odsłony kolorów i faktur przesuwają się, zmieniają, angażują emocje, myślę, że po takiej dawce wrażeń nawet odpoczynek jesienny będzie miał inny wydźwięk i przyjdzie mi z łatwością
Na szczęście ostatni czas przyniósł trochę deszczu i trawnik zareagował na te okoliczności z entuzjazmem. Zzieleniał. W tym roku przestałam sypać nawozy sztuczne. Obornik w granulkach i granulki z wiórków rogowych oraz mączka bazaltowa wyszły znacznie korzystniej. Na jesień zasilę kompostem.
Ubolewam, podobnie jak Judith, że nie mam w tym sezonie tyle czasu na ogród, wciąż wyskakują nowe obowiązki i zadania, pozaogrodowe, radość z chwili w ogrodzie jest tym bardziej szczególna i cenna. Tak cenna, że zapominam czasem o zdjęciach, ostatnio nie ma ich wiele.
Róże z wyjątkiem Munstead Wood kwitną, wszystkie i wciąż. Szaleństwo.
Tu Lady of Shalott w jej najobfitszym w sezonie kwitnieniu. Mnóstwo pąków czeka.

Kosmosy zdominowały lekko rabatę z Desdemonami. Muszę je zredukować. Kosmosy oczywiście.

Co nie jest proste przy urodzie tychże.
Olivia natomiast nie dała się zdominować dzielżanowi.