Ech, smuteczek... pisałam wam o kosach, które założyły gniazdo w drewutni sąsiada, do mnie wpadały po prowiant dla maluchów. Od dwóch dni, sroki mocno atakowały gniazdo, rodzice kosów ostro walczyli z nimi. Dziś po 5 rano był straszny jazgot, kosy szalały z nerwów a sroki atakowały jak banda zbirów. Po południu okazało się, że gniazdo puste, jeden maluch leży na ziemi - żywy jeszcze. Sąsiadka wzięła do domu, karmi i ogrzewa, ale żyć na wolności i latać trudno nauczyć...