Kindzia
10:29, 09 sie 2012
Dołączył: 04 kwi 2012
Posty: 28042
Wprawdzie byłam się już przywitać i miałam na dobre zacząć w zimie przygodę z Ogrodowiskiem, ale mnie do Was ciągnie...
Zacznę od zupełnego początku. Nigdy nie myślałam, że wrócę do grzebania w ziemi. Jak wyprowadzałam się z domu rodzinnego (szeregowiec z małym ogródkiem) powiedziałam Mamie : nigdy więcej domu, ogródka, grzebania w ziemi, podrapanych rąk do łokci przez róże, rosnących na potęgę chwastów, martwienia się, że kapie z dachu, o płot (znowu trzeba malować), o przemarzniete rośliny i to wszystko, co się z tym wiąże. Jak się wtedy myliłam. Byłam szczęśliwa, wyprowadzaliśmy się do własnego mieszkania ze świeżym Mężem i zupełnie nie przeszkadzało mi, że to blok i wszystkie dobrodziejstwa związane z mieszkaniem w bloku mnie spotkają.
Minęło wiele lat. Mama ciągle mieszkała w domku z ogródkiem. Niestety coraz trudniej było Jej utrzymać to wszystko. Emeryturka z roku na rok coraz mniej warta i decyzja Mamy : chce iść do bloku. Najpierw chciała się zamienić z nami, ale ja nie chciałam o tym słyszeć. Żal było Mamie zostawiać to wszystko i przekazać w obce ręce. Ale my byliśmy wtedy na etapie podróży i delektowania się wielkim światem, dom znaczył dla mnie wyrzeczenie się tego wszystkiego i wywrócenie naszego ustabilizowanego, spokojnego życia do góry nogami. Mama sprzedała dom, zamieszkała w tym samym mieście co my. Wszystko toczyło się leniwie i spokojnie. Do czasu. Mama nagle zachorowała, bardzo krótko to wszystko trwało...teraz już ponad trzy lata nie żyje.
Odziedziczyłysmy z Siostrą mieszkanie. Ani Ona, ani ja nie miałyśmy pomysłu co z nim zrobić. Ona ma małe dzieci (Siostra jest 14 lat ode mnie młodsza), nie ma sensu utrzymywać mieszkania dla któregoś z nich przez tyle lat. Moja Córcia ma swoje mieszkanie, Syn wtedy miał 17 lat i też doszliśmy do wniosku, że nie warto przynajmniej 8 lat płacić za to mieszkanie. Nie chciałyśmy też wynająć. Zapadła decyzja : sprzedajemy. I pojawił się problem. Trzeba będzie oddać fiskusowi 19%, albo przeznaczymy te pieniądze na cele mieszkaniowe. Siostra szybko kupiła działkę budowlaną i zaczęła drążyć temat. Nie ze mną, nie! Z moim Mężem I tak się jakoś stało, że urobili mnie w dwójkę. Kupilismy działkę i na niej stanął nasz dom. A z nim problem ogrodu. Po budowie został ugór, śmieci i kompletny brak pomysłu od czego zacząć. Pewną trudność stanowi to, że tam nie mieszkamy. Dom stoi w odległości 55 km od miejsca naszej pracy, a ja nie chcę jeździć samochodem (pisałam już o tym u Sebka), więc mieszkamy w tygodniu w mieście, na weekendy jeździmy tam, na wieś, 7 km od Pszczyny. Zdarza się, że trzeba jechać w tygodniu, podlać. Każdy urlop spędzamy tam i, co dziwne, nie żal mi tych wszystkich Meksyków, Belize i innych Kenii...
Ale się rozpisałam, początek już jest i teraz będę mogła zacząć pokazywać jak było. Nasza działka to ta za siatką, już jako tako uporządkowana. A to co widać, to jeszcze nasze manele
W związku z tym, że mamy dostep do dwóch dróg dojazdowych (jedna droga we współwłasności, druga z przejazdem służebnym) mamy dwie bramy, ta od strony drogi służebnej, od południa
i druga
od strony zachodniej (to troszkę późniejsze zdjęcie, widać posadzone malinki i drewutnię w oddali)
Cała działka ma niecałe 10 ar, niby nie jest to dużo, ale dla takiego laika jak ja...
c.d.n.
Zacznę od zupełnego początku. Nigdy nie myślałam, że wrócę do grzebania w ziemi. Jak wyprowadzałam się z domu rodzinnego (szeregowiec z małym ogródkiem) powiedziałam Mamie : nigdy więcej domu, ogródka, grzebania w ziemi, podrapanych rąk do łokci przez róże, rosnących na potęgę chwastów, martwienia się, że kapie z dachu, o płot (znowu trzeba malować), o przemarzniete rośliny i to wszystko, co się z tym wiąże. Jak się wtedy myliłam. Byłam szczęśliwa, wyprowadzaliśmy się do własnego mieszkania ze świeżym Mężem i zupełnie nie przeszkadzało mi, że to blok i wszystkie dobrodziejstwa związane z mieszkaniem w bloku mnie spotkają.
Minęło wiele lat. Mama ciągle mieszkała w domku z ogródkiem. Niestety coraz trudniej było Jej utrzymać to wszystko. Emeryturka z roku na rok coraz mniej warta i decyzja Mamy : chce iść do bloku. Najpierw chciała się zamienić z nami, ale ja nie chciałam o tym słyszeć. Żal było Mamie zostawiać to wszystko i przekazać w obce ręce. Ale my byliśmy wtedy na etapie podróży i delektowania się wielkim światem, dom znaczył dla mnie wyrzeczenie się tego wszystkiego i wywrócenie naszego ustabilizowanego, spokojnego życia do góry nogami. Mama sprzedała dom, zamieszkała w tym samym mieście co my. Wszystko toczyło się leniwie i spokojnie. Do czasu. Mama nagle zachorowała, bardzo krótko to wszystko trwało...teraz już ponad trzy lata nie żyje.
Odziedziczyłysmy z Siostrą mieszkanie. Ani Ona, ani ja nie miałyśmy pomysłu co z nim zrobić. Ona ma małe dzieci (Siostra jest 14 lat ode mnie młodsza), nie ma sensu utrzymywać mieszkania dla któregoś z nich przez tyle lat. Moja Córcia ma swoje mieszkanie, Syn wtedy miał 17 lat i też doszliśmy do wniosku, że nie warto przynajmniej 8 lat płacić za to mieszkanie. Nie chciałyśmy też wynająć. Zapadła decyzja : sprzedajemy. I pojawił się problem. Trzeba będzie oddać fiskusowi 19%, albo przeznaczymy te pieniądze na cele mieszkaniowe. Siostra szybko kupiła działkę budowlaną i zaczęła drążyć temat. Nie ze mną, nie! Z moim Mężem I tak się jakoś stało, że urobili mnie w dwójkę. Kupilismy działkę i na niej stanął nasz dom. A z nim problem ogrodu. Po budowie został ugór, śmieci i kompletny brak pomysłu od czego zacząć. Pewną trudność stanowi to, że tam nie mieszkamy. Dom stoi w odległości 55 km od miejsca naszej pracy, a ja nie chcę jeździć samochodem (pisałam już o tym u Sebka), więc mieszkamy w tygodniu w mieście, na weekendy jeździmy tam, na wieś, 7 km od Pszczyny. Zdarza się, że trzeba jechać w tygodniu, podlać. Każdy urlop spędzamy tam i, co dziwne, nie żal mi tych wszystkich Meksyków, Belize i innych Kenii...
Ale się rozpisałam, początek już jest i teraz będę mogła zacząć pokazywać jak było. Nasza działka to ta za siatką, już jako tako uporządkowana. A to co widać, to jeszcze nasze manele
W związku z tym, że mamy dostep do dwóch dróg dojazdowych (jedna droga we współwłasności, druga z przejazdem służebnym) mamy dwie bramy, ta od strony drogi służebnej, od południa
i druga
od strony zachodniej (to troszkę późniejsze zdjęcie, widać posadzone malinki i drewutnię w oddali)
Cała działka ma niecałe 10 ar, niby nie jest to dużo, ale dla takiego laika jak ja...
c.d.n.