Dzisiaj e-Mek nie wytrzymał i zabrał się za przebudowę oczka - w ten upał

Kopał po jednej taczce i pół godziny odpoczynku. Ja po pracy wybierałam wodę z istniejącej części i zaczęłam przenosić rośliny do tymczasowych pojemników. Aż została tylko lilia. I się zaczęło... Nie było możliwości żeby to ruszyć. Lilia przerosła korzeniami kosz, rozwaliła go i wyszła na zewnątrz. Rozmnożyła się na zewnątrz razy trzy ale rośliny były połączone zdrewniałym kłączem jak moja ręka. Korzenie obrosły głazy, na których stał koszyk z lilią. I to wszystko było zanurzne w głębokiej czahrnej mazi zwanej mułem . Uparłam się... po kawałku wyłamałam koszyk, wydostałam kamienie, wlazłam w tn muł, podważyłam rękoma od spodu całość i jakoś to kłębowisko oderwłam od dna i przetargałam do zbiornika ymczasowego. Potem poszłam do domu. M. stał przez chwilę i patrzył na to coś czarnego, śmierdzącego zgniłym mułem i zastanawiał się czy prysznic da radę... A potem odkrył moje zakrwawione dłonie...Cała wodę utlenioną na mnie zużył, szwedz.kie zioła i antysept. Piekło jak diabli. Jutro się okaże czy będzie się babrać czy nie. A prysznic nie dał rady - nadal cuchnę mułem

Ale lilię wytargałam
Jutro dalsze wykopy, pewnie wyjęcie starej folii, kupno nowej. Potem położenie folii, usczelnienie, oblożenie łpkami, włożenie kmieniami i żwirem, sadzenie oślin i... no ydzień z głowy