No bo przejeść,i przepić można całą zarobioną kasę, a przecież na kwiatki musi wystarczyć i na nawozy pod nie.
Nie mówię o jakimś świątecznym menu, ale na co dzień, nie trzeba aż tylu wyszukanych dań, krewetek,
kawiorów, dewolajów i innych cymesów.
Prosta zupa,i coś treściwego, albo w upały ziemniaki, chłodnik i sałata z siadłym mlekiem.

Kochane dziewczynki, nawet jak nic nie ma ciekawego, to zaglądają. U Bożenki się działo, u Gabrieli,
A ja?

Dziś ja w strugach deszczu po kolacji.
Gradu nie ma, nie ma sensacji.
Grad u Dawida i u Edytki z Kłodzina.
To dopiero jest nowina.
Pomidorom się dostało,
daszek Edzie połamało,
Wrzuciło taką gradzinę
wielką jak jajko kurzyne.
I pognało, hen na wschód,
zostawiając mgłę i chłód.

Kto po nocy u mnie szalał?
Nasłuchiwał niczym echo,
czy ja czasem na bezdechu?
Obejrzawszy wszak spotkanie
co to w centrum Polski było
spałam słodko. Co się śniło?
Zapach "żółtej" mnie zniewolił,
i tak szłam przez gęstą zieleń,
roztrącając krze jak jeleń,
aż dotarłam do polany,
gdzie nie było już tej ściany,
tylko piękny zew kolorów.
Siadłam więc na ławce w cieniu,
po cichutku, w zamyśleniu,
i tak trwałam aż do rana.
Piękny sen to był, kochana.

Marzą mi się takie młode ziemniaki, ale nasze krajowe z koperkiem i zsiadłe mleko. Mniam, już niedługo. Tylko problem ze zsiadłym mlekiem.