Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Myślę o tej niebieskiej zagadce i nie wiem o co chodzi. Może o wodę rozlewiska za skarpą,może o połać zaoranej ziemi w oddali,no bo chyba kwitnące irysy tacy znawcy tematu rozpoznali.
Schodki są dziełem męża. Powstały z wyoranych z ziemi granitowych bloków pozostałych poprzednim właścicielom po wybudowaniu podmurówki domu.Ale miało być o lesie,więc przechodzę do tematu.
Każdy kto nie miał na swoim terenie ani jednego drzewa,pod którym można się schronić w upalny dzień zrozumie nas doskonale-marzyło nam się miejsce zielone,cieniste,chłodne i pachnące. Działka duża,więc odezwała się miłość do lasów odziedziczona w genach po Tacie leśniku i już wybieraliśmy miejsce.Długi pas ziemi między polem sąsiada a naszym ogrodem właściwym,tym ze ze skarpą i trawnikiem, miał stać się naszym lasem mieszanym. Odczekaliśmy aż poprzedni właściciel zbierze posiane jeszcze wiosną w tym miejscu zboże i zaraz po żniwach zaczęliśmy sadzić maleńkie sosenki,modrzewie,brzozy,świerczki i buczki. Wyglądało to biedniutko,ale było. Krótko było. Wiosną właściwie już nie było,bo nasze sadzoneczki okazały się przysmakiem dzikiej zwierzyny i... po lesie. Ale nie poddaliśmy się,kupiliśmy większe rośliny w pojemnikach,takie których wierzchołków nie dosięgną sarny i czekaliśmy,bo jak wiadomo,las rośnie wolno. Gaiczek jednak postanowił odwdzięczyć się za starania i rósł w tempie zadziwiającym. Mamy już wymarzoną masę zieleni,cień,chłód,zapach i ptaki szalejące w naszym lesie. Ornitologią nigdy się nie interesowałam,ale teraz podpatruję wszystko co lata i sprawdzam w atlasie prof. Sokołowskiego,co to takiego u mnie gości. Byłby Pan dumny Panie Profesorze ze swojej dawnej studentki... Wiem już jak wygląda żołna,pliszka siwa i żółta, widziałam najmniejszego polskiego dzięcioła i kraskę,słyszałam wilgę zwiastującą deszcz...A w lesie doszło jeszcze małe wrzosowisko, a pod koronami drzew zaczynam sadzić różaneczniki. Są fiołki i konwalie,jest miejsce gdzie można zaszyć się z książką i marzyć. Już gubią się w nim małe dzieci,a ktoś nazwał go "parkiem",co i jego i mnie bardzo dowartościowało.
Kombajn kosi zboże na miejscu przyszłego lasu.
Jeszcze trwa remont,a już rosną pierwsze drzewka. To te,które zostały zjedzone. A ja marzę o tym,by za tarasem mieć las.
Ujęcie z tego samego miejsca po czterech latach-ze skraju lasu.
Pod brzozą i modrzewiem- moje ukochane miejsce.
____________________
Pozdrawiam-Grażyna.
Zielono mi!