I po majowym weekendzie pomimo deszczowej i zimnej pogody pomiędzy jednym a drugim deszczem udało się jednak coś podziałać w ogrodzie. Praca nie była łatwa bo walka z trawą zawsze stawia mnie na przegranej pozycji zwłaszcza, że trawa jeszcze tamtego roczna a warunki pracy bardzo ciężkie bo zimno i mokro a przy gliniastej ziemi całkiem ekstremalna. Jednak pomimo niesprzyjających warunków udało się mi doprowadzić przynajmniej część ogrodu do jakiego takiego wyglądu, chwilowo można uznać, że to ogród a nie łąka

pewno nie na długo bo mokro i trawa rośnie jak głupia. Niestety fotorelacji brak ku mojej rozpaczy ale aparat się zbuntował

Jedyne co mi się udało uwiecznić to lokatorów mojej piwniczki.
Po jej otwarciu taki mi się ukazał widok ku mojemu przerażeniu.
Na szczęście stworzenia okazały się nie groźne i po internetowej konsultacji z " wężologiem " zostały zidentyfikowane jako gniewosz plamisty bardzo rzadki gatunek zagrożony wyginięciem.
Tak więc po kunach i popielicach stałam się szczęśliwą posiadaczką węży ale tak to jest jak się ma domek w lesie to natura sama do niego włazi.