Zakończyłam na dziś.
W sumie jestem zadowolona.
Od rana nawoziłam azofoską trawy - wszystkie hakone, w tym te nowe Aurea, oraz Variegatusy na brzozowej.
Szpaler „gracków” dostał florowitu do trawnika, bo ca dużo ich jest na latanie z konewką z azofoską.
Potem było obfite podlewanie nawozu.
W tym czasie córcia nasza posypała wszystkie tuje i jałowce nawozem, co też zostało zlane obficie.
Po obiedzie wzięłam się za najgorszą robotę... i tu nastąpi sromotne zniechęcenie tych, co wzdychają do mojego Carexowiska.
Otóż dwa tygodnie temu wyrwałam carexom kwitnące źdźbła. Zajęło mi to półtorej dnia, żmudna robota, wydłubywałam nawet te małe kfiottki spomiędzy traw.
Dziś po dwóch tygodniach czekało mnie jeszcze raz to samo... i to nie było mało, Wręcz więcej niż ostatnio.
Zakładam, że będzie jeszcze trzeci rzut, bo między trawami widziałam jeszcze czarne łebki, do których nie mogłam się dostać.
Plecy mnie bolą jak jasna cholera....
Myślę sobie, że to obfite kwitnienie jest spowodowane tym, że jakieś 3 tygodnie temu dałam im azotu na wzrost. I chyba poszło też w kwiatka...
W piątek czeka mnie wycinka Emperorów. Już dziś miałąm na to ochotę, bo opadają im płatki, ale pomyślałam sobie, że dam jeszcze liściom tydzień słonka powdychać. Niech się cebulki wykarmią...
Dobrze myślę, czy nie?