Miałam nie poruszać tematu sąsiada... ale skoro już tak wyszło... to wyleję swoje żale...

Sąsiad niestety trafił mi się najgorszy z możliwych... Taki, jakiego nie życzę nawet najgorszemu wrogowi... Na samym początku to nawet nie było tak źle... gdy trwała budowa, to nawet prąd od niego ciągnęliśmy czy braliśmy wodę... oczywiście nie za darmo... dostawał za to pieniądze czy nawet drobne prezenty... normalna sprawa

Wydawał się w porządku.... niestety jak się okazało tylko do czasu... Pamiętam, jak przyjechał pan zakładać nam balustrady na balkonach i pierwsze słowa, jakie padły z jego ust to było: "Ale macie sąsiada! Nie zazdroszczę..." Wtedy tego nie rozumiałam... ale budowa się skończyła.... prezenty też.... no i zaczęły się schody...
Lista "wybryków" mojego sąsiada jest dłuuuuga... od takich mniej szkodliwych, które czasem wręcz mnie rozśmieszały... po takie, obok których trudno już przejść obojętnie...
Najbardziej "spektakularne" to:
- wywożenie gruzu (starych cegieł) z rozbieranego przez siebie budynku na naszą posesję...
- rzucanie ciężkimi przedmiotami w mojego teścia (najbardziej ugodowego człowieka, jakiego znam) i rozcięcie mu głowy

Po czym skwitowanie to słowami: " I tak nie masz świadków!"

- przecięcie opon w moim samochodzie... (byłam w szoku!)
- no i wczorajsze drzewo...
I pewnie trudno w to uwierzyć ale my naprawdę nic nie zrobiliśmy temu panu! Nie prowadzimy z nim żadnej wojny! Nawet po tych tzw. incydentach nikt nie robi mu awantury. Przestałam mu tylko mówić "dzień dobry"... może to źle... no ale po tym wszystkim chyba nie przeszło by mi to przez gardło...
Czasem aż się w człowieku coś gotuje, by mu odpłacić pięknym za nadobne... ale nie... powstrzymujemy się... Bo czasem tak sobie myślę, a nawet wręcz obawiam, do czego jeszcze ten człowiek jest zdolny?????
Na początku próbowaliśmy grzecznie z nim rozmawiać... ale każda próba rozmowy z tym panem kończyła się stekiem wyzwisk i przekleństw... oczywiście z jego strony...

Trudno mi to wszystko zrozumieć... ale mój M. mówi, że to wszystko niestety ze zwyczajnej ludzkiej zazdrości i zawiści...

... że staramy się, by było ładnie... że wciąż coś robimy... że przed domem stoją dwa samochody (nieważne, że jeden służbowy, a drugi najlepsze lata ma już dawno za sobą

)... no ale są dwa... a on ma tylko jeden

Teraz już wiecie dlaczego zdecydowaliśmy się na ten "cudowny" lamelowy płot

No ale trzeba było szybko zadziałać, by chociaż w minimalnym stopniu odsłonić się od strony najlepszego sąsiada pod słońcem

I pokażę Wam jeszcze, że to, że to drzewo nie złamało się samo, to nie jest nasze urojenie ani wymysł... ewidentnie podcięte do połowy piłą

No i niestety musimy koniecznie pomyśleć o ogrodzeniu jednak całej naszej działki... a tak chciałam na razie uniknąć tych kosztów...
Zdjęcia pociętej opony nie pokażę, bo już dawno na śmietniku
