Kociamama
11:44, 14 lut 2019

Dołączył: 14 lut 2019
Posty: 879
Na początku były marzenia… Marzenia o własnym skrawku nieba i domu z dala od wielkiego miasta.
Czy już wtedy przejawiałam zapędy ogrodnicze? Chyba tak
. Z motyką na słońce zaraz po skończeniu szkoły średniej porwałam się na budowę domu. Gdy ma się 19 lat i głowę pełną marzeń człowiek nie zdaje sobie sprawy jak długą drogę musi przejść, aby te marzenie zrealizować. Ponieważ większość prac z ówczesnym narzeczonym, a późniejszym mężem wykonywaliśmy we własnym zakresie odbyłam dobre praktyki (prawie) ogrodnicze. Ręczne kopanie dołu pod fundament prawie jak dołek pod nasadzenia tylko troszkę większy. Jazda taczką z zaprawą, prawie jak jazda z ziemią. Rozładunek worków z cementem prawie jak przerzucanie worków z korą czy ziemią.
Lata mijały i dom stanął. Wokół domu ogród, a raczej busz stworzony przez przypadkowe rośliny chętnie kupowane przy każdej nadarzającej się okazji lub z serca darowane przez odwiedzających nas gości. Był taki misz-masz, iż niejednokrotnie spotykałam się z opinią, iż brakuje tylko fruwających papug. Każda z roślin osobno, była miła dla oka, ale całość posadzona była bez ładu i składu lub wg dawnej mody działkowej w równiutkie rządki. Ogród składał się z roślin jednorocznych i bylin. Znikoma ilość roślin zimozielonych powodowała, że od późnej jesieni do wiosny, zwłaszcza w okresie bezśnieżnym teren wokół domu wyglądał okropnie. Nie miałam ani czasu, ani chęci na ich ciągłe wsadź-wysadź. Wiedziałam, że trzeba coś z tym zrobić, ale nie do końca wiedziałam co. Potrzebowałam kogoś, kto pomoże mi te chciejstwa uporządkować. Zagoniona pracą, zajęta dziećmi nie wiedziałam nawet za bardzo gdzie tej pomocy szukać.
I wtedy pojawiła się dobra wróżka, matka chrzestna mojego ogrodu – koleżanka Małgosia. To Ona pokazała mi Ogrodowisko i uświadomiła, że Danusia (ta Danusia) to moja niedaleka sąsiadka. Trochę trwało zanim to co wcześniej majaczyło w głowie zostało przelane na papier. Pomimo wcześniejszych wahań postanowiłam, że realizacją zajmę się sama.
Podjęłam chyba mało popularną na Ogrodowisku decyzję. Kupowałam najmniejsze dostępne sadzonki. Nie dawały efektu łał, ale były dużo łatwiejsze do transportu i sadzenia. W razie niepowodzenia w uprawie łatwiej też odżałować stratę. Nic nie daje większej satysfakcji, niż możliwość obserwowania jak te maleństwa rosną
.
A, że trochę to potrwa. No cóż ja jeszcze nigdzie się nie wybieram.
Zapraszam do mojego wątku. Długo dojrzewała we mnie decyzja czy go utworzyć. Dziś 14 lutego – doskonała okazja, aby pokazać Wam to co kocham
.
Ania – Kocia mama
Czy już wtedy przejawiałam zapędy ogrodnicze? Chyba tak

Lata mijały i dom stanął. Wokół domu ogród, a raczej busz stworzony przez przypadkowe rośliny chętnie kupowane przy każdej nadarzającej się okazji lub z serca darowane przez odwiedzających nas gości. Był taki misz-masz, iż niejednokrotnie spotykałam się z opinią, iż brakuje tylko fruwających papug. Każda z roślin osobno, była miła dla oka, ale całość posadzona była bez ładu i składu lub wg dawnej mody działkowej w równiutkie rządki. Ogród składał się z roślin jednorocznych i bylin. Znikoma ilość roślin zimozielonych powodowała, że od późnej jesieni do wiosny, zwłaszcza w okresie bezśnieżnym teren wokół domu wyglądał okropnie. Nie miałam ani czasu, ani chęci na ich ciągłe wsadź-wysadź. Wiedziałam, że trzeba coś z tym zrobić, ale nie do końca wiedziałam co. Potrzebowałam kogoś, kto pomoże mi te chciejstwa uporządkować. Zagoniona pracą, zajęta dziećmi nie wiedziałam nawet za bardzo gdzie tej pomocy szukać.
I wtedy pojawiła się dobra wróżka, matka chrzestna mojego ogrodu – koleżanka Małgosia. To Ona pokazała mi Ogrodowisko i uświadomiła, że Danusia (ta Danusia) to moja niedaleka sąsiadka. Trochę trwało zanim to co wcześniej majaczyło w głowie zostało przelane na papier. Pomimo wcześniejszych wahań postanowiłam, że realizacją zajmę się sama.
Podjęłam chyba mało popularną na Ogrodowisku decyzję. Kupowałam najmniejsze dostępne sadzonki. Nie dawały efektu łał, ale były dużo łatwiejsze do transportu i sadzenia. W razie niepowodzenia w uprawie łatwiej też odżałować stratę. Nic nie daje większej satysfakcji, niż możliwość obserwowania jak te maleństwa rosną

A, że trochę to potrwa. No cóż ja jeszcze nigdzie się nie wybieram.
Zapraszam do mojego wątku. Długo dojrzewała we mnie decyzja czy go utworzyć. Dziś 14 lutego – doskonała okazja, aby pokazać Wam to co kocham

Ania – Kocia mama
____________________
Ania - Kocia mama Ogród tkany marzeniami
Ania - Kocia mama Ogród tkany marzeniami