Z racji tego, że jest to mój pierwszy post na Ogrodowisku (oprócz powitalnego w dziale powitań) chciałbym się jeszcze raz na wstępie przywitać ze wszystkimi Forumowiczami.
Odnośnie koprolitów na trawniku i poniekąd szeroko pojętej "sterylności" w ogrodzie. No cóż, ja już dawno pogodziłem się z tym, że z niektórymi rzeczmi trzeba się po prostu w ogrodzie pogodzić. Moim zdaniem (zresztą inni Forumowicze z Panią Danusią na czele już o tym wspominali) naprawdę nie warto robić z ogrodu sali operacyjnej, czy laboratorium, gdzie wszystko ma być sterylne. Ogród, to jedna wielka biocenoza. Może przekonam Pana na własnym przykładzie, żeby pogodzić się z koprolitami na trawniku i trochę inaczej spojrzeć na ogród. Kiedy prawie 7 lat temu zaczynałem swoją przygodę z ogrodem, chciałem żeby był "idealny". Sporo czasu na poprawianiu kory na rabatach (którą drozdy rozgrzebywały w poszukiwaniu pokarmu). Bardzo mnie to denerwowało, kiedy w wakacje o 6:00 wychodziłem do ogrodu, aby uruchomić nawadnianie (nie miałem jeszcze wtedy sterownika), a tu kora (jak to ja mówię) "rozpirzgana". No to co, ogród się podlewa, a ja "czołgałem" się na rabatach pomiędzy roślinami i poprawiałem ręcznie korę. Od czasu kiedy zaobserwowałem, po co drozdy to robią - podchodzę do tego z dystansem. Od tamtego roku sprzątam korę, która znajduje się na ścieżkach i trawniku, a nie poprawiam jej w głębi rabat (nie ma to po prostu sensu - robię to tylko raz w roku, kiedy porządkuję rabaty).
Byłbym zapomniał. Drozdy od dawna urządziły sobie u mnie na fgragmentach nawierzchni z kostki brukowej tzw. "kuźnię ślimaczą". W tamtym roku było tak dużo drozdów - miałem nawet gniazdo na gałęzich świerku (gołebie tzw. sierpówki też miałem, tylko na innym świerku). Odpukać, nie mam problemu ze ślimakami. Drozdy wszystko wyjadają. Mam też co roku zamieszkane budki lęgowe.
Koprolity - ja też mam je na trawniku, ale cóż... Dla mnie lepsze koprolity i porozrzucana kora, niż np. ślimaki w ogordzie. Żeby nie było, że jestem taki mega ekologiczny - niestety czasami ingeruję w populację mrówek na moich trawnikach.
Muszę jeszcze jedną rzecz napisać, chociaż wiem, że post mój jest długi. Byłem niecierpliwym i niedoświadczonym ogrodnikiem i dosłownie miesiąc (może dwa) po zasianiu trawnika, wieczorem, przy bezwietrznej pogodzie (wszystko OK, prawda?), przy prawie 30 stopniowym upale zastosowałem Starane (w najmniejszym stężeniu, jakie było podane na opakowaniu). Dlaczego zastosowałem ten oprysk tak wcześnie? Chciałem mieć nieskazitelny trawnik natychmiast!!! Tych chwastów było naprawdę niewiele. Pewnie zniknęły by po kilku następnych koszeniach. Jakież było moje zdziwienie, jak wstałem rano następnego dnia (w nocy była ulewa) cały trawnik zżółkł. Myślałem, że dostanę zawału.
Tym razem jednak mi się udało... Jakiś czas po oprysku zastosowałem nawóz tuż przed deszczem. Trawnik odzyskał wigor (na szczęście gatunki traw w mieszance były odporne).
Jak zwykle się rozgadałem, ale zależało mi, aby przekazać te informacje. Oczywiście są to moje subiektywne opinie na temat prowadzenia ogrodu, ale ja przejrzałem na oczy i teraz np. dochowałem się swoich bylin (porozsiewały mi się na rabatach) - jeszcze niedawno nie byłoby to możliwe, ponieważ ścinałem WSZYSTKIE kwiatostany, zanim nasiona zdążyły się zawiązać.
Pozdrawiam!