Tym razem przybywam bez zdjęć, bo przez suszę rośliny nie prezentują się najlepiej. Podlewam co mogę, ale słabo to wszystko wygląda. Trawa wypalona i gdyby nie to, że mamy pełno koniczyny, to już by zupełnie było brązowo.
Skończone są wreszcie schody na skarpie, formujemy też teren wokół tarasu, ale końca tych prac nie widać. Od wczesnej wiosny grzebię w tym ogrodzie i chyba powoli osiągam przesyt

Jeszcze co chwila odnotowuję straty w nowo zakupionych roślinach. Nie mogę poradzić sobie z nornicami: zeżarły mi 5 z 9 ostróżek, 3 liliowce ( które z taką radością wiozłam z targów w Pszczynie). Ślimaki wtrąbiły niektóre lilie i większość szałwii (przy dzieciach boję się sypać środkami na ślimaki). A do tego przy robieniu schodów musiałam wykopać 3 róże i 2 dorodne lawendy, które przy takiej suszy mają mizerne szanse na przeżycie.
Do tego już widzę, że czeka mnie we wrześniu wiele wysadzeń, bo jest za gęsto nawet jak na mnie...Aaa!
To wszystko byłby pikuś gdyby się na głowie miało tylko ogród, ale niestety nie ma tak dobrze.