Ciąg dalszy opowieści o znojach i trudach w robieniu tego, co w zasadzie niewidoczne:
Szef firmy - znak rozpoznawczy: białe tenisówki - okazał się w kontakcie osobistym uroczym człowiekiem, bardzo elokwentnym, szalenie kulturalnym, ułożonym, po prostu miłym w obejściu. I doskonale znającym teorię. Niestety kompletnie nawalał nadzór nad pracami zespołu.
Moje osłupienie budził fakt, że pan ten w ogóle niczego nie sprawdzał (poza szczelnością systemu nawodnienia) oraz nie angażował się w żadne prace (poza montażem systemu nawodnienia i przesadaniem szmaragda, o którym pisałam wyżej), generalnie nie instruował załogi, nie kontrolował jakości wykonanej pracy w trakcie jej wykonywania, nie mobilizował zespołu do pracy, nie motywował, pomimo że w zasadzie cały czas był obecny na podwórku(siedział w samochodzie i rozmawiał przez telefon lub klikał coś w telefonie). Taka postawa nie wróżyła niczego dobrego. Szybko okazało się, że zespół pozostawiony sam sobie nie wie, jak ma pracować i generalnie panowie mają tendencję, aby coś tam robić według własnego uznania i aby tylko dzień zleciał, zaś szef prawie w ogóle się nie miesza poza przywiezieniem pracowników na plac i wydaniem ogólnych dyspozycji z początkiem dnia. Gdy w ciągu dnia zostawiał czasem zespół sam, panowie w ogóle odstawiali na bok narzędzia i robili sobie dłuższą przerwę "na papieroska" i pogaduchy.
Ale wracajać do kolejnych czynności: po przeglebogryzarkowaniu i prządkach przyszedł czas na rozkładanie sytemu nawodnienia.
Na tym etapie wstępnie, po raz pierwszy wyznaczyliśmy "w realu" kształt rabat, aby móc dostosować układ systemu do docelowego wyglądu ogródka. Generalnie ksztalty opływowe - gdyż taki układ ma kostka na podjeździe. Tu nie wygląda to bardzo dokładnie, ale sznurek miał panom po prostu ułatwić prace z rozkładem nawodnienia oraz docinaniem siatki na krety:
Po zainstalowaniu rurek od nawodnienia (5 sekcj: 3x trawnik, 2x rabaty) i ich zakopaniu, panowie przystąpili do ponownego wałowania ziemi oraz rozkładania siatki. Pierwotnie panowie chcieli rozkładać siatkę na krety (i zaczęli!) wprost na gruncie rodzimym (tj. tylko po przekopaniu i zwałowaniu), zapominając o tym, że grunt jest mocno nierówny, są dość znaczące spadki powierzchni (nawet 30 cm). Ze względu na późniejsze wyrównywanie terenu (dosypywanie ziemi) poskutkowałoby to w niektórych miejscach zakopaniem siatki nawet na głębokości 30 cm. Dobrze, że zachowaliśmy czujność i kazaliśmy najpierw równać teren, a potem dopiero siatkę rozkładać. Ale panowie chyba uważali, że utrudniamy im życie. Skończyło się na tym, że panowie częściowo rozłożoną siatkę musieli zrywać.
Siatka falstart – kładzenie przed podniesieniem gruntu (na jednym ze zdjęć widać, że panowie nawet zaczęli rozkładać linię kroplujacą na rabacie frontowej. Tyle że nie przewidzieli, że przecież grunt ma być podnoszony...).
Siatka zerwana, skotłowana czeka na wyrównanie gruntu:
Ale i tak "najlepsze" było dopiero przed nami, tj. właśnie podnoszenie gruntu i rozparcelowanie ziemi.
Ale o tym w kolejnym odcinku.