Witaj, Dajanko
Twoje słowa są piękne i wiem, że rozumiesz mnie w pełni.
Dokładnie tak, jak piszesz stało się u mnie.
Po odejściu Pusi nie mogłam znaleźć sobie miejsca, a z każdym dniem zmiast lepiej, czułam się psychicznie coraz gorzej. Zresztą wszyscy przeżywaliśmy to podobnie w domu. Codziennie oglądałam fotki Pusi, płakałam i czułam, że serce mam rozdarte na pół.
Po 3 tygodniach zaczęłam oglądać ogłoszenia - nie po to, żeby szukać pieska, ale tak sobie oglądałam - zarówno szczenięta, jak i dorosłe yoreczki. No i oczywiście, co rusz leciały mi łzy z oczu. Mąż już nie wiedział jak mi wytłumaczyć, że to nic nie zmieni i moja rozpacz nie wróci nam Pusi. W pewnym ogłoszeniu zobaczyłam małą sunię i ... te podobne oczka... Pierwszy raz od wielu ogłoszeń poczułam to "coś". Zadzwoniłam do właścicieli i wieczorem pojechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów z nadzieją, że ... sama nie wiem. Chyba miałam nadzieję, że będzie tam kopia Pusi.
Było coś, co ciągnęło nas do tego domu.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że szczenię, które było do sprzedaży chyba nie ujęło nas tak mocno, jak młodziutka sunia - 4 - miesięczna, którą właściciele nabyli celem hodowlanym. Miała być suczką wystawową, chyba z perspektywą hodowlano - zarobkową...
Tej nocy jednak spała już u nas, w naszym łóżeczku
Oto sprawca całego zamieszania - Alania
Myślę, że tak miało być - ktoś, coś ... jakaś niewidzialna siła ciągnęła nas do Niej.
Tak właśnie jest z Alanią - jest kochaniutka, w wielu sytuacjach niesamowicie przypomina Pusię, ale nigdy Jej nie zastąpi. Punia była i zawsze będzie dla nas wyjątkowa. Alania zapełniła pustkę i złagodziła smutek - ma również swoje miejsce w naszych sercach. Jest bardzo inteligentna i milusińska, a swoje małe serduszko oddała nam w pełni od pierwszego dnia, gdy nas ujrzała.
Pada z małymi przerwami od piątku. Już nie tylko my ale i roślinki mają dość tej zimnicy.
Moje ostatnio zakupione cierpliwie czekają na poprawę pogody.
pozdrawiam wszystkich
Myślę też, że kostka jest bez sensu. Szczególnie w ogródkach działkowych.
Ja ma tzw. kanty. Robię je raz do roku. Cięcie ich wymaga pewnej wprawy, ale jest to do opanowania. A ja jeszce lubię jak rośliny "wylewają się na trawnik, więc jest ekwilibrystyka dodatkowa z podnoszeniem pędów i liści.
Pozdrawiam
A jednemu panu z ekipy ( nie piszę stanowiskiem żeby czegoś nie pomylic ) spodobał się najmniej oczekiwany fragment mojego ogrodu. Kto u mnie byl ten wie że wzdłuż domu jest ścieżka prowadząca do ogrodu i pod domem przy tej sciezce jest rabata na której rosły róże ale pomału wycofuję sie z róż. Przy samym brzegu tej rabaty rosły tulipany które juz dawno przekwitły ale liście pozostały , potem jest rząd szałwii, potem róże i liliowiec rdzawy (śliczny bo pełny) i między tym wszystkim wysiały się niezapominajki których nie wyrwałam bo lepsze niezapominajki niż chwasty. Tak więc tulianów już nie było a szałwia ledwie co pokazywała swój kolor , niezapominajki wyrosly i kończa kwitnienie a pan mówi sfilmujcie mi tą piękną błekitną rabatę.Mało nie padłam i ledwie przekonałam pana by sfilmowac w drugim dniu filowym licząc na to ze moze troszke się pokaże kolor szałwii. Mało co się pokazał ale zostało sfilmowane a ja pomyślałam że skoro tak bardzo się nie znam na mojej błękitnej rabacie to moze warto w nią zainwestowac i dziś kupiłam i posadziłam trzy orliki i teraz to cudo wygląda nieco lepiej ( żałuje ze wcześniej na to nie wpadłam) Popatrzcie.
Mai bardzo podobały sie pąki rododendronów, szczególnie w takim stadium jak jest na którymś z pokazanych zdjęc i martagony,. oprócz tego ten fragment ogrodu który się sam zaaranżował.
i te porosty które nie wiadomo skąd się wzięły , no i moje dzwoneczki rododendronowe.
A to bluszcz który podrzuciła mi bratowa (Ewa zaglądasz to zerknij jak rośnie powoli chyba sie przyzwyczaja do mojego ogrodu)
no i stokrotki samosiejki
to na tyle bo oglądam ogród przez okno ...pada deszcz