To była duża rabata.
Z kolei pod ogrodzeniem są rabaty chyba nawet węższe niż moja. Nie sądzę, żeby miały więcej niż 2m głębokości. A ile na nich jest:
tulipany beztrosko rosną sobie w red baronie, łubin zupełnie nie przejmuje się, że za chwilę zostanie pożarty przez kocimiętkę,
floksy nie zastanawiają się, czy nie będzie im za ciasno przy róży i trzcinniku.
Jakbym nie miała za sobą dwóch lat mozolnego przekładania i przetasowywania roślin na swoich niewielkich rabatkach, to bym się dała nabrać i stwierdziła "hulaj dusza, piekła nie ma!" i popędziła do centrum ogrodniczego kupując po jednej sztuce wszystkiego, co mi wpadnie w oko i wsadzając na chybił trafił.
Ale że już jestem nieco mądrzejsza (niewiele, ale zawsze

), to wiem, że ten pozorny nieład, ten brak poszanowania dla ZASAD, to nie jest efekt przypadku, tylko całe lata doświadczeń. Zasady są potrzebne początkującym ogrodnikom, którzy jeszcze "nie czują" roślin. Ktoś, kto posadził dziesiątki tysięcy sadzonek i bez nich wie, na co może sobie pozwolić i jak poukładać rośliny, żeby otrzymać zamierzony efekt.
Tej wiedzy nie da się nauczyć z książek. Jedyne co można zrobić, to iść do ogrodu i dalej przesadzać, przekładać, próbować, testować.
Jednym słowem - nie ma drogi na skróty, nie ma ucieczki od tyrki.
A małe rabaty nie są usprawiedliwieniem dla brzydkiego ogrodu.
Takie są moje wnioski z odwiedzin u Danusi