Aga, z ta plamistością, to chyba trochę bardziej skomplikowane. Im dłużej mam róże, tym mniej rozumiem
Odnośnie sposobu z kawą, to jest zalecana jako nawóz w pierwszym sezonie po posadzeniu, gdyż przenawożenie róży jest ponoć gorsze niż niedokarmienie, gdyż wówczas jest bardziej podatna na choroby.
Niestety w tym roku, w wyniku braku czasu, fusy kawowe leciały tam gdzie było blisko (nie na rabatę różaną

) i wtedy jak mi się przypomniało.
Z własnego (skromnego) różanego doświadczenia mogę powiedzieć, że ... no właśnie

, zbyt dużo jest chyba czynników, które mają wpływ na to czy plamistość jest czy nie.
Moje 14-16 sadzonek róż rośnie na rabacie o wymiarach ok. 2,5 x 1,5 m. Mają gęsto na maxa. To co robiłam w tym roku i co było inne w stosunku do poprzedniego, to:
1. co 2-3 tyg nawoziłam zwykłym nawozem do róż (nic specjalnego)
2. podlewałam regularnie - wyznacznikiem suchości mojej rabaty jest Burgundy Iceberg, której kwiaty więdną jak jest za sucho

3. opryskałam na początku sezonu preparatem z wyciągiem z grejpfruta (opsikałam tym wszystko)
4. Na mszycę stosowałam mieszankę wody z mydłem potasowym.
I to by było wszystko. Aaaa, wyciepałam z rabaty stipę. Efekt jest taki, że plamistość złapały (oberwałam po 2 gałązki z liśćmi) dotychczas 2 róże - Falstaff i Gertrude Jekyll.
Cała reszta, czyli:
Boscobel
Wisley 2008
Jude the Obscure
Winchester Cathedral
Dieter Muller
Burgundy Iceberg są zieloniutkie.
Niestety nie wiem, które z powyższych (+ pogoda) przyczyniło się do tego, że moje róże są zieloniutkie. Moją zmorą w ich przypadku (już drugi rok) jest osa, która wycina mi regularne zakola w liściach. Nie przebiera w odmianach. W zeszłym roku "smakowały" jej liście Burgundy, w tym roku upodobała sobie też Gertrude Jekyll.
Nie wiem czy pomogłam

jednak wydaje mi się, że dużo zależy od samej odmiany. Moja przyjaciółka ma wymuskany ogródek, róże mają przewiew itd. a mimo to, jedna pięknie kwitnąca NN była cała w plamach, natomiast Burgundy - zieloniutka.