Moi sąsiedzi,a mam ich troje,są bardzo różni. Najbliżsi- bez kontaktu. Próbowaliśmy kilkakroć, jak to na wsi, przy płocie, ale bez odzewu, no to zaniechaliśmy. Tylko powitanie i koniec, nie ma gadania.
Następni w kolejności na zasadch takich, że ja ich dziecku półdarmowe korepetycje, a oni nam półdarmowe, ale za to pełnotłuste mleko i ser takowyż. Ponieważ to ludzie wiejscy z dziada pradziada, to nie uniknęłam sporu o miedzę, a jakże. Ciągnik, który nam uprawiał ziemię, wjechał zawracając na ich łąkę. Ludzie,co się działo! Awantura nie z tej ziemi i wydzieranie się na bogu ducha winnego traktorzystę. Poszłam,grzecznie zagrabiłam naruszony 1 m2 i tak samo grzecznie przeprosiłam. Zdumienie "pokrzywdzonych" i żal, że ciągu dalszego nie będzie, nie mialo granic. A już miało być jak u Kargulów i Pawlaków! Stosunki się unormowały.
Najdalsi w normie-oni pomogą, my pomożemy, jajka świeżutkie i ziemniaczki "nie sypane" dostarczą.
I jeszcze coś. Ciekawa jestem,czy ktoś gdzieś jeszcze wita kogoś przy pracy słowami "szczęść Boże"? Ja to mam na codzień i bardzo to lubię. Odpowiadam "Bóg zapłać" i zaraz lepiej, a na pewno radośniej, idzie mi praca. Coś w tym jest.
____________________
Pozdrawiam-Grażyna.
Zielono mi!