Sebek, dopiero skończyłam Twoje wątki, aleś Ty piśmienny chłopie

pracowity i pomysłowy zresztą też.
Odnośnie egzaminu na prawko, to miałam podobną historię jak Gosia, z tym że ja się zbuntowałam przy parkowaniu w mieście. Jedziemy zatłoczoną osiedlową uliczką i egzaminator każe mi zaparkować, a ja do niego, że tutaj nie mogę, bo się samochód nie zmieści. On do mnie, że się zmieści, a ja już cała w nerwach (a dodam, że pyskata bywam

więc mu odpaliłam, że chyba bez lusterek i jadę dalej prosto, więc przy następnym wolnym miejscu on mi znowu każe parkować i tym razem już zaparkowałam. bo było więcej miejsca. Po powrocie do ośrodka wyłączyłam silnik, odpięłam pas, złapałam swój plecak i chodu z samochodu

gonił mnie ze świstkiem przez pół parkingu, a jak dogonił, to stwierdził, że co to się porobiło, żeby on młode dziewuchy na starość ganiał
Mój tata, który na mnie czekał, płakał wprost ze śmiechu, a ja jak ostatni tłumok stałam i nie zakumałam, że zdałam, ale wiem, że różnie to bywa z egzaminatorami. Jedni są ok, inni to postrach zdających. Ileż to ciekawych historii krąży o niektórych z nich, ludzie się prawie modlą, żeby tylko im się nie trafił Pan X lub Y