Nie zdałem

Nie śmiejcie się, ale oblałem na placu ....Tunelu....Testy poszły dobrze...0 błędów...Podszedłem do auta, przywitałem się, ruszyliśmy w stronę tunelu. Obsługa - zbiornik płynu do spryskiwaczy - pokazałem bez problemu, światła awaryjne - włączyłem - mówię, że jest ich 6, egzaminator mi odburknął, że on to dobrze wie, ja mam tylko sprawdzić czy działają....No nic - sprawdziłem, kazał mi usiąść do samochodu, ustawiłem fotel, lusterka, zapiąłem pasy. Wciskam sprzęgło - za cholerę nie chciało wejść, ale jakoś ruszyłem - jednak auto jechało jak muł (szczerze to od razu wiedziałem, że na tym aucie zdanie egzaminu to cud) . Do przodu poszło, cofam, cofam - zbliżam się do końca i dup! Walnąłem w pachołek

Ten skrajny jeszcze miałem w bocznej szybie, a zawsze go widziałem w przedniej...Wtedy wiedziałem, że dobrze stoję...A tu wjechałem już tyłem auta...Egzaminator mi kazał wysiąść, popatrzeć jak stoję no i koniec

I pomyśleć, że tunelu prawie w ogóle się nie obawiałem - szedł mi na prawdę dobrze...Nie wiem czy tam na placu są mniejsze pola zatrzymania, może pachołek był źle ustawiony, nie wiem, tak czy inaczej pozamiatane...Następny egzamin mam za tydzień - zdziwiłem się, że tak szybko, ale widocznie to miejsce było przyszykowane dla mnie....Ehhhh, chyba sam będę unikać swojego odbicia....Tak czy inaczej mam nadzieję, że znów nie trafię na to auto, tylko takie, które pojedzie normalnie...To tyle