taak

... od czego zacząć ? ... od paru małych faktów zacznę ... jest dom ... w mieście ten dom jest na osiedlu domków nowych ale i tych starych ... bardzo starych ... mi przypadło sąsiedztwo kamienicy ... wielkiej do nieba ... starej i od południa stojącej ... tu tylko parter
spojrzenie z góry ...
miałam sześć lat gdy zamieszkałam w jej sąsiedztwie i od tego szóstego roku życia pamiętam, że zawsze była problemem ... bo wielka ... bo od południa ... bo ściana płaczu ... przez większą część swego życia nie zastanawiałam się nad nią ... przyjęłam, że to zło samo w sobie ... wtopiłam się w mimikrę rodziców i znajomych płaczących nad tym murem zabierającym słońce ... zresztą do głowy mi nie przyszło, że ja i ona będziemy miały jakąś dalszą wspólną historię ... ale pare lat temu okazało się,że buduję dom ... nie na drugim krańcu PL ... nawet nie na drugim końcu miasta tylko tuz pod nią prawie a dokładnie ciut na prawo ...
pozostało się z nią zaprzyjaźnić ... i tak w planach mojego ogrodu pojawia się motyw cegły ... jak cegła to róża bo zaraz tajemniczym ogrodem mi zapachniało

)) ... a jak róża to lawenda

...
na początek przyjaźni ściana dostała dwa krzaczki winobluszczu i już następnego roku piłam kawkę w takiej ognistej atmosferze