Ewo Chmielewską znam ... od dnia gdy przeczytałam "Romans wszech czasów" uważam, że na kłopoty Bednarski a na chandrę Joaśka

... ryzykowałam zamknięcie w zakładzie albo przynajmniej kaftan czytając jej powieści w środkach komunikacji miejskiej ... własny mąż jak widzi, że sunę do łóżka z "Joaśką" pod pachą ewakuuje się ... bo On chce spać

... właśnie odkryłam, że na wielu frontach nie ma facet łatwo ... no ale nikt nie mówił, że będzie łatwo ...
zupełnie tak samo jest z próbą zaplanowania ogrodu ... bo tym razem musi być plan ... wczoraj latałam z planem działki i notowałam gdzie i jak długo mam słoneczko (mega niespodzianki) ... dziś godzinę wpatrywałam się w przestrzeń przed tarasem i nadludzkim wysiłkiem próbowałam zrozumieć co w tej przestrzeni jest nie tak ... bo mnie irytuje okrutnie ... dwie kawy później - olśnienie ... mam ... pustka zielona mnie irytuje ... jest płot ... jest pod nim coś ... NIE MA TŁA ...

...
tła nie ma bo jak wspomniany małż chciał tuje nasadzić to ja grzmiałam nie ... bo miałam awersję na tuje ... czemu? ... nie wiem ... i to podwójny toast "niewiemów" ... bo ani nie wiem czemu tych tujek nie chciałam ... ani nie wiem czemu mi się te dachy drywalek ... ruderek chciało oglądać zamiast tujkowych gałązek ... potrzebowałam 10 lat stracić żeby błyskotliwie to odkryć ... no cóż ... przynajmniej jeden dzień urlopu (a tak wzięłam ten urlop w celu ganiania za słońcem

) nie poszedł na marne ...
bedę potrzebowała wsparcia jak te wulkany geniuszu z dnia rozważań ogrodowych poukładam na papierze

...