...W moich planach życiowych nie było miejsca na kolejny ogród....
...O własnym kawałku ziemi przez wiele lat marzyła Matka mojego M. Wyjechała ze swej rodzinnej wsi „za chlebem” tuż „po okupacji” (nigdy nie mówi - „po wojnie”) jako młoda dziewczyna, dziecko prawie - w wieku 13 lat. Odbudowująca się Warszawa dawała ogromne możliwości, a w domu było biednie, „gąb do wykarmienia” dużo.
Ciężką pracą razem z Ojcem dorobili się domku na przedmieściach i stabilizacji. Przy domku Mama miała swój ogródek.
Nadeszły lata 70-te. Warszawa się rozbudowywała, na urodzajnych polach przylegających do ogrodu Rodziców powstawało wielkie osiedle mieszkaniowe. W miejscu domu Rodziców stanął jedenastopiętrowy blok mieszkalny.
Rodzice przenieśli się do własnościowego M, w jednym z bloków na nowopowstałym osiedlu, ale ogrodu już nie było...
Mama, wychowana na wsi, uwielbia prace ogrodowe, ma zresztą obecnie własny mały ogródek, w którym do dziś uprawia mnóstwo kwiatów i swoje ukochane warzywka: pomidorki, ogóreczki, fasolkę szparagową i pięknego jasia
W przeciwieństwie do Ojca, który tego rodzaju zajęć nie znosił - choć korzenie także miał chłopskie, jak to mawiał - wyrósł „na roli”.
Mama długo go namawiała na kupno kawałka gruntu, gdzie mogłaby uprawiać swoje kwiatki i warzywka w większej skali
Bezskutecznie.
I pewnie tak by się marzenie o własnym kawałku ziemi skończyło, gdyby nie zrządzenie Losu...
W rodzinnej wsi Mamy było do sprzedania stare siedlisko. Zabudowane domem z 1863 roku! Najstarsza chałupa we wsi
Pierwsza wybudowana na ziemi otrzymanej w wyniku uwłaszczenia chłopów. Z ogromnym kawałem gruntu, oczywiście.
Mama wzięła sprawy w swoje ręce, pojechała obejrzeć ten dom.
Niestety, spóźniła się o kilka dni. Siedlisko zostało już zadatkowane, akt notarialny - za kilka dni.
Żeby nie trzymać czytających w niepewności – siedlisko zostało jednak sprzedane innemu nabywcy.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...
____________________
Pozdrawiam:) Teresa
W Gąszczu u Tess oraz
Ogród nad Rozlewiskiem
Chętnie dzielę się roślinami z każdym, kto po nie przyjedzie, albo odbierze w jakimś umówionym miejscu. Ale nie wysyłam roślin.